Autor: Marcin Bodziachowski fot. Marcin Bodziachowski
2023-06-16 10:45:52
Legia po raz trzeci z rzędu skończyła sezon w TOP4, co podkreślał Pan na ostatniej konferencji, ale mimo wszystko nie udało się nic zwojować na żadnym froncie - brak medalu, słaby występ w Pucharze Polski, i tylko jedna wygrana w BCL.
Wojciech Kamiński (trener Legii): Był to sezon bez spektakularnych sukcesów w naszym wykonaniu. Na pewno po sezonie nie jesteśmy zadowoleni. Nie ma co się oszukiwać - każdy z nas miał większe oczekiwania. Czy są one poparte emocjami, czy wysokością budżetów - nie chcę się wypowiadać, bo nie chcę, aby ktoś zarzucił mi, że się bronię w ten sposób. Udało się nam zmontować ciekawy zespół, ale on powstał dopiero po roszadach w trakcie sezonu. Mieliśmy kilku naprawdę ciekawych zawodników, ale w play-offie było widać, że nie wszystko zagrało tak jak powinno. Mogę wziąć winę na siebie, ale na pewno nie będę personalnie obwiniał kogokolwiek z zespołu. Wygrywamy razem, przegrywamy razem. Z jednej strony gładko przeszliśmy ćwierćfinał 3:0. Jakby ktoś w połowie sezonu powiedział, że tak to będzie wyglądało, to wiele osób by w to nie wierzyło. Zabrakło nam wykończenia, czyli dobrej gry w półfinale, bo Śląsk nie grał na tyle dobrze, abyśmy nie byli w stanie go pokonać. Później również w pierwszym meczu o brązowy medal zagraliśmy zdecydowanie poniżej naszych oczekiwań.
Po raz kolejny nie udało się uniknąć błędów przy budowie składu, w tym na kluczowej pozycji - rozgrywającego. Rok temu wymieniony został Sharkey, teraz Ray McCallum. Oczywiście Ray był ściągany w trybie "awaryjnym" i dość ekspresowym, ale również, podobnie zresztą jak Marble, został wymieniony.
- Jeżeli chodzi o Josh'a, to jeśli mamy budżet na zawodnika tak niski, jak wtedy mieliśmy na zawodnika na tej pozycji, to zawsze jest loteria. Oczywiście można trafić świetnie, jak trafiliśmy z Jamelem Morrisem, czy mimo wszystko droższym od Sharkey'a - Muhammadem Alim... W przypadku zawodników na tym poziomie zarobków, 2-3 razy można trafić, a raz coś nie wyjdzie. Z Sharkey'em nie wyszło nie tyle ze względów sportowych, tylko pozasportowych. Warszawa była dla niego zbyt duża, miała za dużo atrakcji i to zdecydowało o przedwczesnym zakończeniu współpracy. Jeśli zaś chodzi o Raya, to jak wspomniałeś - to nie był nasz pierwszy wybór. Złożyliśmy ofertę tym graczom, sądząc, że za te pieniądze nie znajdziemy bardziej wartościowych zawodników. Nie jest tak, że mieliśmy budżet bez limitów i mogliśmy brać graczy z każdej półki. Jedynym zawodnikiem, bez takich ograniczeń, który był podpisywany jako pierwszy, był Geffrey Groselle. To się zemściło później, bo nasz budżet na graczy został trochę "przejedzony", ale oczywiście trzeba pamiętać o tym, że to była nasza świadoma decyzja.
W trakcie szsezonu była możliwość zakontraktowania dobrze znanego i sprawdzonego Roberta Johnsona, ale ostatecznie zdecydowaliście się na nową postać - Kyle'a Vinalesa. Z perspektywy czasu nie żal tej decyzji? Wydaje się, że Robert w obronie spisywał się lepiej, a w ataku częściej szukał punktów w polu trzech sekund, choć jest wyższy od Vinalesa tylko o 2 centymetry. Oczywiście Kyle miał świetnych kilkanaście meczów, ale w półfinałach nie poprowadził drużyny do wygranych.
- Rozmawialiśmy z Robertem, ale on nie do końca był zainteresowany. Bardziej chciał spróbować pójść gdzieś indziej, zagrać w dobrej lidze i dlatego wybrał Francję. Kibice często nie mają pełnej wiedzy. Wielokrotnie słyszałem przed rokiem, że mamy wyrzucić Kempa; nie wyrzuciliśmy go, i wyszło to nam na dobre. W tym sezonie to samo było z Ray'em. Wiedziałem, że ma zapisany buy-out w kontrakcie, byłem pewien, że wcześniej, czy później dostanie propozycję kontraktu, a my za te pieniądze, będziemy mogli wziąć zawodnika, który będzie stanowił dodatkową jakość. Dzięki temu mogliśmy zakontraktować później Vinalesa i Holmana. Niektórym może się wydawać, że to nie był najlepszy ruch, ale nie było żadnej szansy, aby zawodników pokroju Holmana, czy Vinalesa ściągnąć przed sezonem do Legii, szczególnie mając już zakontraktowanego Groselle'a. Dopiero późniejsze działania prezesa Jankowskiego, pozyskanie dodatkowych środków, plus sprzedaż Raya, pozwoliły nam na przebudowę składu w trakcie rozgrywek. I nagle z jednej z najgorszych ofensyw w lidze, zbudowaliśmy jeden z najlepszych ataków. Niestety w serii półfinałowej ten atak poległ. Mam swoje zdanie na ten temat, i zamierzam z tego wyciągnąć wnioski na kolejny sezon, a nie chcę rozpamiętywać tego teraz.
Zgadza się trener z tym, że gdyby Legia w BCL-u grała w takim składzie, w jakim kończyła sezon, zaszłaby na pewno dalej, tj. przeszła przynajmniej pierwszy etap rozgrywek?
- Proszę przypomnieć sobie pierwszy mecz z Hapoelem Holon, przegrany przez nas po dogrywce. Wtedy w czwartej kwarcie prowadziliśmy dwunastoma punktami. Przy +9, Grzegorz Kamiński miał dwa otwarte rzuty, których nie trafił, później rywale wrócili do gry i ostatecznie przegraliśmy po dogrywce. Jakbyśmy tamten mecz wygrali, sytuacja byłaby zupełnie inna. Oczywiście, gdybyśmy dysponowali takim składem jak na koniec sezonu, na jego początku, nasza sytuacja w BCL wyglądałaby zupełnie inaczej. Ale nie mieliśmy... musieliśmy poczekać na Billiego Garretta - najpierw na przyjście, później na jego powrót do formy. Po trzech świetnych meczach, w których zdobył bodajże 27, 23 i 27 punktów [ze Startem, Astorią i GTK], wypadł nam i wrócił dopiero na koniec serii ze Spójnią, kiedy wiedzieliśmy, że potrzebujemy drugiego kozłującego. I schowaliśmy go w sfrefie, bo do obrony każdy swego nie byłby w stanie zagrać. Pamiętajmy też, że na mecz z Oostendą na Torwarze, jak i wcześniejszy mecz z Galatasaray w Stambule, wypadł nam Travis Leslie. Przez cały rok kontuzje utrudniały nam przygotowania. Na początku sezonu nie mieliśmy w pełnej formie do dyspozycji Grzegorza Kulki, który był po operacji i złamanej nodze, nie było także z nami Łukasza Koszarka, który przebywał z reprezentacją. Kiedy zaczęliśmy się powoli zgrywać, wypadł nam na ważne mecze w BCL - Leslie. Podczas Pucharu Polski wypadł Groselle, a kiedy wrócił Groselle i zagrał dwa mecze, to wypadł nam Garrett. W pełnym składzie zagraliśmy tylko kilka meczów. To pokrzyżowało nasze plany. Myślę, że gdybyśmy mieli nasz ostateczny skład od początku sezonu - i nasza przygoda w Champions League i w PLK trwałyby dłużej.
Czy sytuacja zdrowotna Garretta, bo to ten sam problem co z niedoszłym rozgrywającym Legii - Jonathanem Starkiem, była Wam znana wcześniej, czy
problemy z plecami pojawiły się dopiero po kilku meczach?
- Billy przyjeżdżając do nas nie miał tych problemów, choć oczywiście wiedzieliśmy, że miał takie problemy wcześniej. Problem pojawił się dopiero po meczu z czterema dogrywkami w Gliwicach. Ból odezwał się mocniej w trzeciej dogrywce - materiał ludzki nie wytrzymał. Mimo tego, że Billy robił dużo rzeczy indywidualnie, dbał o siebie, a sztab dokładał wszelkich starań, aby zawodnik był w jak najlepszej formie, to czasami tak jest, że przytrafia się kontuzja, na którą nie mamy wpływu.
Kyle Vinales od debiutu zaliczył 18 kolejnych meczów z dwucyfrową zdobyczą punktową i był liderem drużyny. Zaciął się w 19. - w pierwszym meczu ze Śląskiem. Czym to było spowodowane? Nadmierna motywacja, myślenie o rywalizacji z Jeremiahem Martin?
- Kyle był bardzo skoncentrowany i zmotywowany na ten półfinał. Myślę, że w pierwszym meczu się spalił. Właśnie w tym pierwszym meczu zabrakło nam drugiego kozłującego zawodnika, czyli zawodnika z pozycji numer dwa, który byłby w stanie zagrać na piłce i odciążyć rozegranie piłki, wykreowaniem pozycji dla siebie, czy dla kolegów. Takiego zawodnika, jakim był Billy Garrett. Mieliśmy Travisa - on zagrał wtedy najlepszy mecz z tej pozycji, ale niestety w czwartej kwarcie sam złapał kontuzję. Travis co prawda wrócił na kolejny mecz, ale nie był w pełni sprawny. Kiedy Leslie schodził z boiska, prowadziliśmy ze Śląskiem, a chwilę później z boiska wyleciał za drugi niesportowy faul Aric Holman. Jeśli pomyślimy o Vinalesie, który tego dnia nie był w najlepszej dyspozycji, to mamy pełny obraz tego spotkania. Dużo małych rzeczy zawsze składa się na wynik. Ten wynik mógł pójść w dwie strony. Kontuzje plus nieodpowiedzialne zachowania niektórych graczy spowodowały, że skończyliśmy na czwartym miejscu, a nie wyżej.
W trzecim spotkaniu w odciążaniu Kyle'a w kozłowaniu pomagał od samego początku Łukasz Koszarek. I to dało świetny efekt.
- Kiedy zorientowaliśmy się, że jest to dla nas problem, próbowaliśmy pomóc Kyle'owi Łukaszem. Tyle, że Łukasz był w stanie pomóc w jednym meczu serii. Tak samo jak w serii o brąz ze Stalą - bardzo dobry był pierwszy mecz w jego wykonaniu, natomiast w drugim było już widać, że jego ciało nie zregenerowało się. Byliśmy świadomi tego już przed sezonem, że bez odpowiedniego okresu przygotowawczego, ciężko będzie to nadrobić. Szczególnie, gdy gra się często - wtedy czasu na nadrabianie zaległości jest znacznie mniej.
W drugim meczu o brąz w Ostrowie najlepiej spisywał się Garrett - wcześniej oszczędzany z powodu problemów zdrowotnych. To było zagranie va banque - wiedząc, że nie macie już nic do stracenia?
- To było zagranie va banque. Wcześniejsze "wstawki", jego krótkie wejścia były po to, aby się poruszał. Widzieliśmy na treningach, że w ataku prezentuje się dobrze, ale w obronie był duży z nim problem. Mobilność i poruszanie się po zasłonach po tak długiej przerwie, była zdecydowanie poniżej tego, co mógłby zrobić. Zaryzykowaliśmy w drugim meczu ze Stalą, że zaczęliśmy grać obroną strefową. Wtedy zawodnik nie musi biegać po zasłonach, czy bronić tak mocno pick'n'rolli, jak przy obronie indywidualnej - to było ryzyko związane z Billim. To działało na jego korzyść, ale gdyby drużyna z Ostrowa lepiej trafiała, to mogłoby nas mocno pognębić. Billy odpalił w ataku, obrona dobrze zadziałała - wyszliśmy w Ostrowie na wysokie prowadzenie, którego niestety później nie udało się utrzymać.
Czy fakt, że Kyle dzień po ostatnim meczu ze Stalą wylatywał już grać do Portoryko, mógł mieć jakiś wpływ na jego dyspozycję?
- Kyle starał się jak mógł, ale wydaje mi się, że zawsze gdzieś z tyłu głowy siedzi, że zaraz wyjeżdżam. Tak samo było z Rayem McCallumem - kiedy miał już podpisany kontrakt we Francji i grał u nas po raz ostatni - widziałem, że chce, starał się, ale wtedy najczęściej głowa nie dojeżdża. Myślę, że trochę tak było z Kyle'm. Nie można powiedzieć, że się nie starał przeciwko Stali. Dużo ważniejszy był jednak mecz ze Stalą w Warszawie, a tam więcej osób "nie dojechało".
Wydaje się, że najlepszym transferem w trakcie sezonu okazał się Aric Holman - dzięki niemu udało się awansować w tabeli na koniec sezonu zasadniczego. Bardzo wszechstronny gracz. Czy jest szansa, że w kolejnym sezonie zobaczymy go znów w Legii?
- Aric chciałby zostać w Legii, ale jak w przypadku każdego koszykarza, ważne są pieniądze, jakich będzie oczekiwał. Z mojej wiedzy, na dzień dzisiejszy, nie będzie nas stać na zatrzymanie Arica. Wiadomo, że w kolejnych dniach wszystko może się zmienić, bo zmienić może się również nasz budżet. Może się zdarzyć tak, że za miesiąc - półtora, wrócimy do tego nazwiska, bo na tę chwilę to mało prawdopodobne. Nie chciałbym wydać ogromnych pieniędzy na jednego zawodnika jak w ostatnim sezonie, przez co musielibyśmy ryzykować z innymi.
Bez dwóch zdań zawiódł Geoffrey Groselle - podobno najdroższy zawodnik w lidze, MVP sprzed dwóch lat... Podobno była możliwość sprzedania go w trakcie sezonu - czy liczył trener, że niczym Adam Kemp rok wcześniej, w fazie play-off, Jeff odpali i pokaże dawną formę?
- Po pierwsze - zdecydowanie liczyłem, że wskoczy na ten poziom. Po drugie - Jeff ma polski paszport, to na pewno miało wpływ na naszą decyzję o niesprzedawaniu go w trakcie sezonu. Obowiązek posiadania polskiego zawodnika na parkiecie, wprowadzony przed zeszłym sezonem spowodował, że wartość polskich zawodników znacznie wzrosła. Chociaż ich umiejętności wcale nie poszły do góry. Przy budowie sładu jesteśmy poniekąd ich zakładnikami. Musimy najpierw zbudować polską rotację i później dokładać do niej obcokrajowców. Ciężko odstąpić polskiego gracza, bo nie ma ich wielu na rynku. Musimy bardzo dbać o to, by polska rotacja wyglądała dobrze, bo zawsze jeden z nich musi być na parkiecie. Cieszę się, że na przyszły sezon mamy dwóch ludzi, którzy zostali - Darka Wykę i Grzegorza Kulkę. To będzie nasz czwarty wspólny sezon. Trzy razy wylądowaliśmy w TOP4. Trzecim zawodnikiem z tego zestawu był Grzegorz Kamiński, ale on wybrał inną ścieżkę rozwoju. Cieszę się z tego co mamy na tę chwilę, ale wiem też, że polską rotację musimy wzmocnić.
Wiadomo już, że z klubem po trzech latach pożegna się Grzegorz Kamiński. To na pewno duża strata, biorąc pod uwagę jego rozwój. Zawodnik na pewno liczył na większą rolę w drużynie, i to chyba było kluczowe przy podejmowaniu decyzji.
- To jest zawsze decyzja zawodnika. Rozmawiałem z Grzegorzem - chciałem, aby u nas został, ale on postanowił inaczej, mając chyba trochę żal za ostatni sezon. Uważam, że dostawał dużo szans, szczególnie na początku ostatniego sezonu. Porównując tego zawodnika jak przychodził do Legii i tego, który odchodzi z Legii, to tak naprawdę powinien nam wszystkim dziękować, w szczególności Markowi Zapałowskiemu, który włożył bardzo dużo pracy w to, aby Grzesiek był w tym miejscu, w którym jest. Mam wrażenie, że on nie zdaje sobie sprawy, ile dało mu to, że bił się z drużyną, która była trzykrotnie w najlepszej czwórce, plus dwa lata miał możliwość grania w europejskich pucharach. Mam nadzieję, że dobrze spożytkuje to doświadczenie, a tam gdzie trafi, trenerzy będą cierpliwie z nim pracowali, bo na pewno jeszcze sporo pracy przed nim.
Z klubem żegnają się Koszarek, G. Kamiński i posiadający polski paszport Groselle. Potrzeba Polaków jest aż nadto widoczna. Czy czekanie z rozmowami nt. nowych graczy do końca sezonu jest w takich przypadkach wskazane? Szczególnie, że niektórzy gracze, którzy skończyli sezon wcześniej, często nie zamierzają czekać do końca serii finałowej...
- To oczywiście jest jakiś problem, ale wydaje mi się, że nie aż tak duży. Na razie kontrakty podpisało niewielu zawodników. Wszyscy czekają do zakończenia ostatniego meczu finałowego, czekają na wszystkie oferty, jakie się pojawią. Większość klubów grających do końca, dopiero po ostatnim meczu zaczyna rozmawiać ze swoimi zawodnikami na temat nowych umów, i dopiero po zakończeniu sezonu zaczyna się lawina podpisów. Dobrze, że gramy długo i jesteśmy w czwórce, bo dzięki temu budujemy markę. Patrząc na to, gdzie przy porównywalnie wydanych pieniądzach jest Trefl, czy Anwil, to możemy być zadowoleni, że graliśmy tak długo.
Składaliście ofertę Kamilowi Łączyńskiemu - zakontraktowanie tego gracza w Legii było realne, czy można to uznać raczej za "podbicie" zarobków w Anwilu?
- Była szansa na to, aby Kamil zagrał u nas. Znam się z Kamilem 17 lat - debiutował u mnie jak sam miał 17 lat. Rozmawiamy sporadycznie ze sobą w trakcie sezonu na różne tematy. Pomysł zatrudnienia Kamila był, ale nie doszło do bardzo konkretnych rozmów, bo Kamil mówił otwarcie, że Anwil ma priorytet. W momencie, gdy zdecydował, że zostaje we Włocławku, nie kontynuowaliśmy, ani nie podbijaliśmy stawki.
Dwa miesiące przed końcem sezonu z kadry meczowej zniknął Jakub Sadowski. Część fanów do dzisiaj nie ma pojęcia, czy chodziło o kwestie zdrowotne, sportowe, czy może pozasportowe.
- Kuba jest specyficznym zawodnikiem. Bardzo wierzyłem w to, że on jako wychowanek może grać w Legii. Ale on chyba nie do końca chciał. Skoro w okresie przygotowawczym mówił głośno, że nie chce grać u nas, tylko iść do pierwszej ligi, to daje jasny sygnał. Oczywiście, spowodował to przepis o młodzieżowcu w I lidze. Nie dziwię się, że ludzie chcą odchodzić, aby grać w I lidze i pełnić ważniejszą rolę, ale trzeba być świadomym podpisanych kontraktów. Tak jak klub musi się wywiązywać z umów i płacić pieniądze za to, że gracze wykonują odpowiednie obowiązki, tak samo zawodnicy powinni się z nich wywiązywać. Frustracja u
Sadowskiego była i w lutym stwierdziliśmy, że chyba nie ma sensu dalej ciągnąć naszej współpracy. Dlatego odesłaliśmy Kubę do drugiej drużyny.
Po serii ze Śląskiem powiedział trener "Cała Polska widziała". Abstrahując już od decyzji sędziów - wiedział trener, że to słynna fraza wypowiedziana w 1993 roku przez Ryszarda Kuleszę po odebraniu piłkarskiej Legii mistrzostwa Polski?
- Czytałem ostatnio artykuł o tym, co zrobił wtedy Kulesza, ale nie wiedziałem nawet, że użył dokładnie takich słów. Tak więc, to czysty zbieg okoliczności. Wydaje mi się, że to fraza używana dość często w języku sportowym. My trenerzy nie możemy zbyt wiele powiedzieć w kwestii sędziów, a jednocześnie bardzo mocno bolą nas rzeczy, które dzieją się na boisku, a na które nie mamy wpływu. Przez cały sezon staram się jak najmniej wypowiadać nt. sędziowania.
Tak na chłodno - na minutę przed końcem pierwszego półfinałowego meczu ze Śląskiem, Legia mogła wyjść na prowadzenie... i kto wie, jak skończyło by się wtedy to spotkanie, a może i cała seria, gdyby choćby nie rzekomy faul w ataku Darka Wyki na własnej połowie, przy wyprowadzaniu piłki.
- To jest gdybanie. To są małe rzeczy, które mają wpływ na wynik. Tak samo jak kontuzja Lesliego, drugi faul niesportowy Holmana i później właśnie ta decyzja. Sami mocno sobie pomogliśmy w tym, aby nie wygrać tego meczu. Ale to nie tylko my. I o to właśnie miałem dużo pretensji. Oglądałem dużo meczów Śląska i widziałem, że w EuroCupie niektóre zachowania są karane, wychwytywane i zawodnicy sprowadzani są do poziomu gry w koszykówkę, a nie aktorstwa z Bollywood. Tam trudno to zrobić, a u nas na te same numery ludzie się nabierają i to jest przykre - to jest wypaczenie wyniku sportowego.
W trakcie sezonu był Pan pytany, czy Travis Leslie to najlepszy zawodnik naszej ligi. Odpowiedział wówczas, że zobaczymy w czerwcu - jeśli będziemy grali w finałach. Końcowy wynik zweryfikował tego gracza? Trener wspominał m.in. o jego urazie, który miał w poprzednim sezonie, później kolejny, który przytrafił mu się na początku obecnych rozgrywek. Dało się jednak słyszeć pod jego adresem - zdolny, lecz leniwy.
- To na pewno zawodnik z dużym potencjałem, ale trzeba pamiętać, że przychodził do nas po kontuzji. Był najtańszym naszym obcokrajowcem. Tak jak powiedziałeś - to duży talent, miał trochę problemów z tym, aby mocniej potrenować, choć po części wynikało to z faktu, że jego ciało było mocno wyeksploatowane. Przez to nie był w stanie ćwiczyć na takim poziomie, jak robił to Vinales, czy Holman. Trzeba zwrócić uwagę na to, w których meczach Travis grał najlepiej - przeciwko komu grał dobrze. Na pewno pierwszy mecz ze Śląskiem pokazał, że jego sufit jest naprawdę bardzo wysoko. Gdyby nie urazy i kontuzje, mógłby być czołowym
zawodnikiem ligi. Niestety kolejny drobny uraz wyłączył go z drugiego meczu i z ukończenia meczu pierwszego. I potem przez takie rzeczy rozmawiamy, czy ktoś jest zwycięzcą, czy przegranym.
Grzegorz Kulka daleki był od formy prezentowanej rok wcześniej. Wierzy trener w odbudowę tego skrzydłowego, który przecież rok wcześniej w play-off prezentował reprezentacyjną formę?
- Myślę, że trzeba patrzeć na to w szerszej perspektywie. Biorąc Grześka trzy lata temu, braliśmy go jako gracza wyróżniającego się w I lidze. Ale w ekstraklasie wcześniej w różnych klubach, albo go nie zauważali, albo nie doceniali, albo nie wykorzystali jego potencjału. Po sezonie u trenera Grudniewskiego, sięgnęliśmy po niego. I pamiętajmy, że nie było tak, że on od razu grał wyśmienicie - jego najlepsza forma przyszła na play-off. Aż przytrafiła się kontuzja - złamana noga w meczu finałowym ze Śląskiem, która bardzo mocno pokrzyżowała nasze plany. Później była operacja i długa rehabilitacja. Do treningów 5x5 wrócił 10 dni przed pierwszym meczem nowego sezonu, więc trudno go było przygotować odpowiednio na sam początek sezonu. Grzegorz dochodził do siebie w pierwszych meczach, zmagając się cały czas z powracającym bólem w kostce. To długi proces. Czasami nie udawało mu się zrobić wszystkiego, jakby sam chciał. Po obecnym sezonie ma przejść drobny zabieg i mam nadzieję, że gotowy w stu procentach będzie mógł przystąpić do najbliższego okresu przygotowawczego i odpowiednio przygotuje się do kolejnego sezonu. Mocno na niego liczymy.
W czym lepsza była Legia z sezonu 2021/22? Czy można powiedzieć, że tamci zawodnicy byli bardziej głodni sukcesu?
- Nie. Legia z końcówki sezonu i końcówki sezonu wcześniejszego... To co ciśnie się od razu - po rundzie zasadniczej, defensywa "srebrnej" drużyny była lepsza. Ale jak zobaczymy na nasze wyniki ze Śląskiem, to nie do końca teraz defensywa była zła. W wygranym, domowym meczu Śląsk rzucił nam 71 punktów. Później 55 i 65 w kolejnych meczach - to pokazuje, że możliwości naszego grania w obronie były bardzo duże. W kilka miesięcy, szczególnie po przyjściu Holmana, możliwości defensywne tej drużyny były porównywalne do "srebrnego" team'u. W kluczowych meczach ostatniego sezonu zawiódł atak. W pierwszym meczu nie trafialiśmy otwartych rzutów, popełniliśmy zbyt wiele strat, graliśmy zbyt nonszalancko, podarowaliśmy Śląskowi za dużo łatwych punktów z szybkiego ataku. To nakręcało wrocławian, a nas pchało w tarapaty. Za każdym razem musieliśmy wracać do gry goniąc rywali, którzy wychodzi na 10-12 punktów przewagi, a to kosztuje siły. W czwartym meczu odrobiliśmy 24 punkty straty i przegraliśmy dwoma punktami. Atak, który wydawało się, że lepiej funkcjonuje, po dojściu Vinalesa i Holmana, ale przy jednoczesnym wypadnięciu nam z rotacji Billiego - kozłującego i kreującego przewagę na pickach, na piłce, to kosztowało nas bardzo dużo. Atak musiał się przez to zmienić i nie wykorzystywaliśmy tego, co mogliśmy zrobić.
Czy brak BCL-u, będzie utrudniał kontraktowanie graczy z większymi nazwiskami?
- Na pewno. Zawsze Liga Mistrzów i EuroCup są magnesem, dzięki któremu można zakontraktować dobrych zawodników za nieco mniejsze pieniądze. Chociaż nie zawsze to jest z korzyścią dla wszystkich. Czasami w ten sposób do klubów trafiają zawodnicy nazywani "spasionymi kotami". Wydaje się, że bierze się zawodnika z wyższej półki za niższe pieniądze, a oni później jak tylko kończą się europejskie puchary to chcą uciekać. Kiedy bierze się zawodników głodnych sukcesów, dla których granie w najlepszych ligach dopiero przed nimi i do tego właśnie dążą, to wydaje się dużo bardziej korzystne.
Niedosyt po minionym sezonie to mało powiedziane. Jak trener widzi kolejny sezon, jakie stawia sobie cele? Wydaje się, że drużyn, które będą chciały walczyć o TOP4 będzie jeszcze więcej niż dotychczas.
- Wydaje mi się, że już w tym roku tych kandydatów było znacznie więcej. Spójrzmy jeszcze raz - w play-offie zagrał Trefl, który miał jeden z najwyższych budżetów w lidze polskiej. Trefl zagrał w play-offie, dlatego, że my do końca graliśmy sportowo i nie kalkulowaliśmy, bo zawsze gramy, aby wygrać. Trefl i Anwil nie weszli do czwórki, a my w tej czwórce byliśmy. Do tej szóstki może dołączyć Start Lublin, który ma duży budżet. Zobaczymy kto zbuduje ciekawy skład, a są jeszcze Spójnia i Czarni Słupski. Tak więc na pewno nie będzie łatwo i trzeba mądrze budować zespół na kolejny sezon.
A czy zobaczymy w ogóle Legię na arenie międzynarodowej w nadchodzącym sezonie?
- Zdecydowanie tak. Nie wiem w jakich rozgrywkach, ale na pewno zagramy w Europie.
Rozmawiał Marcin Bodziachowski
Tabela EBL | ||||||
---|---|---|---|---|---|---|
Drużyna | Mecze | Punkty | ||||
1. | Trefl Sopot | 0 | 0 | |||
2. | Legia Warszawa | 0 | 0 | |||
3. | Anwil Włocławek | 0 | 0 | |||
4. | King Szczecin | 0 | 0 | |||
5. | Arged BM Stal Ostrów Wlkp. | 0 | 0 | |||
6. | Polski Cukier Start Lublin | 0 | 0 | |||
pełna tabela |