Autor: Radosław Kaczmarski fot. Piotr Koperski
2015-10-31 19:27:00
Po trzech porażkach z rzędu Legia potrzebowała zwycięstwa. Terminarz wskazywał pojedynek z rywalem z ligowej czołówki, ale ten fakt w piątkowy wieczór w hali Koło nie miał dla legionistów żadnego znaczenia. Ten mecz trzeba było wygrać.
Od prowadzenia zaczęli goście, ale trwało to tylko chwilę. Do zdecydowanego ataku ruszyła Legia i szybko jej determinacja przełożyła się na efekt punktowy. Świetną serię zanotował Aleksandrowicz, który zdobył pierwsze sześć punktów dla zespołu. Rywale mocno naciskani na całym parkiecie, tracili posiadanie piłki co często kończyło się powiększaniem przewagi gospodarzy. Dwukrotnie po asystach Łukasza Wilczka z dystansu trafił Marcel Wilczek. Bardzo dobrze pod koszem zachowywał się również Trybański, który nie tylko zdobywał punkty, ale też robił kolegom miejsce pod koszem. Na skuteczną grę naszego centra recepty nie mógł znaleźć trener Kaszowski. Żaden z łańcucian nie był w stanie przeciwstawić się sile legionisty. Wspaniała gra Legii przyniosła serię 20-0, dopiero celna trójka Pławuckiego przerwała koszmar przyjezdnych. Podopieczni trenera Spychały kontynuowali swoje dzieło i konsekwentnie pragnęli powiększać przewagę. Pierwsze punkty zdobył Kosiński trafiając za trzy, ale później to Sokół dołożył do swojego dorobku sześć oczek. Kończący pierwszą kwartę szybki atak Legii, który wykończył Tomasz Andrzejewski, ustalił wynik tej części gry. Dominację stołecznych najlepiej odzwierciedlał wynik – 27:13.
Kolejne minuty mijały również pod dyktando Legii. Goście nadal nie mogli przeciwstawić się twardej, agresywnej obronie rywala. Liczne straty i nieskuteczność rzutowa przekładała się na mizerny dorobek punktowy Sokoła. Adam Parzych szukał rzutu z dystansu, ale został przy tym faulowany przez Jakóbczyka. Dwa z trzech rzutów osobistych były celne i po nich przewaga Legii wzrosła do 19 punktów. Następne akcje znów były dynamiczne, ale nie przynosiły punktów. Końcówka drugiej kwarty przyniosła więcej punktów. Tym razem za trzy trafił Łukasz Wilczek a efektownym wsadem zakończył akcję Linowski. Po stronie rywali akcję 2+1 zaliczył Koszuta, ale była to kropla w morzu potrzeb punktowych Sokoła. Na przerwę zespoły udały się przy wyniku 44:25 dla warszawian.
Pobyt w szatni często pomaga zebrać się w sobie drużynom, które dotąd przegrywają. Tego samego można było się spodziewać po ekipie z Łańcuta. Doświadczony trener Dariusz Kaszowski miał szansę dotrzeć do głów swoich zawodników i nakreślić im nową taktykę na ten mecz. Odmiana oblicza Sokoła jednak nie nastąpiła. Trudno było mieć pretensje do koszykarzy z Podkarpacia – ciągle znajdowali się pod presją rywala, nawet wyprowadzanie piłki z własnej połowy nie było „formalnością” a często ciężka próbą znalezienia wolnego kolegi z drużyny. Legioniści wciąż bardzo chcieli powiększać przewagę. Dobry okres gry zaliczył znów Łukasz Wilczek – najpierw asystując Trybańskiemu, który skończył akcję wsadem, a później już sam zdobył punkty wchodząc pod kosz. Tego dnia w naszych szeregach nie było jednak jednego zawodnika który „ciągnął” cała grę. Legia była imponującą jednością w której każdy z kolei miał swoje momenty podczas których dawał drużynie to co najlepsze. Kilka punktów znów zdobył Aleksandrowicz, ale za chwilę to Kosiński i Andrzejewski zaliczali bardzo dobre zagrania. Przy udanym wsadzie Trybańskiego faulował Wrona co skończyło się dodatkowym rzutem dla naszego centra. Osobisty był celny a faulujący wkrótce zapisał na swoim koncie pierwsze tego wieczoru punkty. Przed ostatnią kwartą Legia prowadziła 62:38.
Świetnie otworzył ją Bierwagen trafiając z dystansu, ale nie znalazło to kontynuacji w kolejnych minutach meczu. Legioniści popełniali więcej błędów niż dotychczas co starał się wykorzystywać Sokół. Sygnał do ataku dał Pławucki, który w krótkim odstępie czasu zdobył sześć punktów. Wkrótce dołączył do niego Jakóbczyk próbując zniwelować stratę celnymi trojkami. Role zdawały się odwrócić - agresja i chęć dominacji stały po stronie łańcucian a warszawianie notowali kolejne straty. Szybkie ataki rywala trzeba było kończyć przewinieniami jednak i to nie było wystarczające aby utrzymać wysoką przewagę. Ostatecznie zostało z niej tylko dziewięć punktów różnicy, ale nie zmąciło to radości ze zwycięstwa.
Legia Warszawa - Sokół Łańcut 70:61 (27:13, 17:12, 18:13, 8:23)
Legia: Michał Aleksandrowicz 12, Marcel Wilczek 11 (3), Marcin Kosiński 10 (1), Cezary Trybański 9, Adam Linowski 8, Tomasz Andrzejewski 7 (1), Adam Parzych 4, Mateusz Bierwagen 3 (1), Łukasz Wilczek (k) 3 (1), Marek Szumełda-Krzycki -, Grzegorz Malewski -trener: Michał Spychała, as. Piotr Bakun
Sokół: Marcin Pławucki 14 (1), Krzysztof Jakóbczyk 14 (3), Rafał Kulikowski 8, Tomasz Pisarczyk 7 (1), Jerzy Koszuta 7, Maciej Klima (k) 5, Tomasz Fortuna 2, Bartosz Czerwonka 2, Przemysław Wrona 2, Patryk Buszta -, Jacek Balawender -.
trener: Dariusz Kaszowski, as. Mateusz Leja
Tabela EBL | ||||||
---|---|---|---|---|---|---|
Drużyna | Mecze | Punkty | ||||
1. | Trefl Sopot | 0 | 0 | |||
2. | Legia Warszawa | 0 | 0 | |||
3. | Anwil Włocławek | 0 | 0 | |||
4. | King Szczecin | 0 | 0 | |||
5. | Arged BM Stal Ostrów Wlkp. | 0 | 0 | |||
6. | Polski Cukier Start Lublin | 0 | 0 | |||
pełna tabela |