Autor: Marcin Bodziachowski fot. Marcin Bodziachowski
2017-06-14 12:00:00
Piotr Bakun pracuje w koszykarskiej Legii pięć sezonów. Z naszym klubem wywalczył dwa awanse, a w najbliższych rozgrywkach poprowadzi zespół w PLK. W rozmowie z Legiakosz.com, szkoleniowiec przekonuje, że twardo stąpa po ziemi, ale chce spełnić marzenie, jakim byłoby zdobycie z Legią mistrzostwa Polski i przejazd... dwóch odkrytych autokarów pod kolumnę Zygmunta.
W nawiązaniu do oprawy kibiców Legii oraz jednej z pięknych warszawskich pieśni - czy widział trener Warszawę piękniejszą niż w niedzielę, 4 czerwca?
Piotr Bakun: Szczerze mówiąc pierwszy raz widziałem Warszawę z dachu odkrytego autobusu i to było naprawdę ogromne wrażenie. Pozdrowienia ludzi, śpiewy, tańce, falujące morze ludzi na Starówce - od kolumny Zygmunta po Krakowskie Przedmieście... To było coś, co ma ogromną wartość sentymentalną.
Przed trzema laty, po awansie z drugiej do pierwszej ligi, cały zespół również miał okazję "posmakować" takiej fety przed kilkunastotysięczną publicznością. Tym razem jednak było to bardziej podniosłe - przed meczem o mistrza, plus wspomniany przejazd koszykarskiej delegacji odkrytym autokarem na Starówkę.
- Super było to, że wyszliśmy na stadion i przeszliśmy wzdłuż trybun. Wszyscy nas pozdrawiali, widać było, że cieszyli się naszym sukcesem. Wchodząc na trybunę zachodnią, ludzie co chwila nam gratulowali. Podobnie było w przypadku trenerów piłkarskiej Legii, jak i samych piłkarzy. To naprawdę fajne, że tacy "Vuko", Radović, Odidja, wiedzą kim jesteśmy, że awansowaliśmy do ekstraklasy. Z drugiej strony w autokarze może nie tyle, że czuliśmy się nieswojo, ale wiedzieliśmy, że to feta piłkarzy. Cieszyliśmy się razem z nimi z mistrzostwa Polski, gratulując im wspaniałego ligowego finiszu. Była wielka dramaturgia, mecz przy Łazienkowskiej skończył się remisem, i trzeba było czekać 10 minut na zakończenie spotkania w Białymstoku. Kiedy stadion poznał końcowy wynik meczu Jagiellonii z Lechem, zapanowała spontaniczna radość. To były naprawdę cudowne chwile.
Najbliższe rozgrywki piłkarskie kończyć się będą wcześniej niż finały play-off w PLK. Może niebawem doczekamy się, że to piłkarze będą przychodzić na decydujące o tytule mistrza Polski mecze koszykarskiej Legii?
- To na pewno nasze marzenie, które z całą pewnością jest do spełnienia. Jakbyśmy mogli całym koszykarskim zespołem jechać odkrytym pod kolumnę Zygmunta, to byłoby coś wspaniałego. Na razie musimy twardo stąpać po ziemi. Teraz wchodzimy w nowe realia ekstraklasy. Musimy zbudować zespół, a przed klubem ogromne wyzwanie organizacyjne. Głęboko wierzę, że taki klub jak Legia Warszawa jest w stanie osiągnąć taki sukces. Może wtedy obok siebie na Starówkę jechać będą dwa odkryte autobusy - jeden piłkarzy, drugi koszykarzy.
Ten kolejny krok, czyli medale mistrzostw Polski na pewno jest do osiągnięcia, patrząc na ostatnich siedem lat w wykonaniu Legii - od samego dna, czyli trzeciej ligi do PLK. Trener przychodził do naszego klubu przed 5. laty, kiedy Legia była beniaminkiem drugiej ligi, i w tym czasie udało się wywalczyć dwa awanse. Pewnie teraz potrzeba chwili, żeby poznać PLK, ale już za chwilę przyjdzie czas na atak na strefę medalową i mistrzostwo Polski.
- Oczywiście, że tak. Ogromne ukłony i gratulacje dla wszystkich ludzi związanych z naszym klubem, bo dotychczasowe sukcesy to nie tylko robota zawodników i trenerów, ale całego sztabu ludzi, którzy przy nim są i działają. Jestem w Legii pięć lat i w tym czasie awansowaliśmy z drugiej do pierwszej oraz z pierwszej ligi do ekstraklasy. To wspaniała sprawa. Jeżeli będziemy dalej rozwijać się w sposób spokojny, może za 2-3 lata będziemy grali w finałach mistrzostw Polski, może powalczymy o puchary. Sport lubi cierpliwość i ciężką pracę. Jeżeli będziemy cierpliwi jako trenerzy, a także osoby zarządzające klubem, to na pewno będziemy szli w górę. Tylko czekać kiedy będziemy grali o coś wielkiego. Na razie jednak stąpamy mocno po ziemi, wiemy w jakim miejscu jesteśmy. Mam nadzieję, że już w najbliższym sezonie wygramy wiele meczów w ekstraklasie.
Można powiedzieć, bo nie jest tajemnicą, że pozostaje trener na swoim stanowisku w Legii, że spokojem i cierpliwością wykazali się także włodarze klubu, którzy już raz "przesunęli" trenera na asystenta, powierzając rolę pierwszego szkoleniowca Michałowi Spychale, by po kilku miesiącach wrócić do koncepcji z Piotrem Bakunem jako pierwszym trenerem. Po porażce w finale z Krosnem, pierwsza informacja dla zawodników była taka, że trener zostaje i znów walczymy o awans, a teraz po zrealizowaniu celu, nie szukano innego szkoleniowca.
- Cieszę się z tego powodu. Nie ukrywam, że moment w którym mi podziękowano był dla mnie trudny. To uczy pokory. Zostałem w klubie trochę wbrew sobie, ale mam wrażenie, że bardzo dużo się nauczyłem. Nauczyłem się, że są miejsca, do których człowiek zawsze będzie chciał wrócić i zawsze w nim być. Legia jest takim klubem. Dla mnie tacy trenerzy jak Alex Ferguson, czy Arsene Wenger, to ikony, i imponuje mi to, że są ludzie, na stałe związani z jednym klubem. Fajne jest to, że w Legii po zakończeniu kariery piłkarskiej pojawił się "Vuko", który się z tym klubem identyfikuje, że w Legii od wielu lat jest Jakub Rzeźniczak. Podobnie Jacek Magiera - tu mogę doszukiwać się jakiejś analogii, oczywiście z zachowaniem wszelkich proporcji - w pewnym momencie niechciany w klubie trafił do Sosnowca, po czym wrócił na Łazienkowską i zrobił coś fajnego, widać że ten zespół odżył. Mam nadzieję, że nasza droga będzie dalej wspólna i razem będziemy święcili sukcesy. Mając oczywiście świadomość, że szczęście trenera na pstrym koniu jeździ, i może okazać się, że po jakichś niepowodzeniach, klub podziękuje mi za współpracę. Mogę powiedzieć, że ostatnich pięć lat było naprawdę niesamowitych. Już w pierwszym roku byliśmy blisko awansu do I ligi, bo graliśmy w finale, a awans udało się nam osiągnąć rok później. W pierwszym sezonie w pierwszej lidze nieszczęśliwym rzutem jednego człowieka, który nigdy nie rzucał z dystansu [chodzi o rzut za 3 punkty Wojciecha Żurawskiego - przyp. M.B.], polegliśmy w walce o finał. W kolejnym roku po ogromnych perturbacjach przegraliśmy w finale 2:3, a teraz wywalczyliśmy awans. Wydaje się, że droga, którą razem przeszliśmy jest spokojna, ułożona, i taka jak być powinna. Mam nadzieję, że tego spokoju wystarczy włodarzom klubu, byśmy mogli dalej pracować.
Czy można powiedzieć, że w zakończonym niedawno sezonie szczyt formy przyszedł na decydujące mecze play-off? Wydaje się, że tak było przed rokiem, ale tym razem najwyższa forma drużyny miała miejsce chwilę wcześniej.
- Ciężko jest utrzymać najwyższą formę przez całe rozgrywki. Po okresie przygotowawczym, który jest ciężki, gra się zazwyczaj słabiej. Forma wzrasta wraz z rozgrywanymi meczami, ale kiedyś następuje załamanie i tylko szerokość zespołu pozwala utrzymać jak najwyższy poziom. U nas rzeczywiście tak było. Pewnego rodzaju perturbacje spowodowały nasze załamanie, czego apogeum mieliśmy przy okazji meczu z Pogonią Prudnik. Potem musieliśmy spotkać się w szatni, gdzie każdy powiedział sobie prawdę na swój temat, wszystko to co komu leżało na wątrobie. Po porażce w Prudniku ruszyliśmy bardzo mocno i widać było, że ten zespół zaczął zupełnie inaczej wyglądać. Wtedy osiągnęliśmy 13 kolejnych wygranych. Nie da się cały czas utrzymać tak wysokiego poziomu. Graliśmy bardzo energetycznie w ataku i obronie, kontuzje nas nie oszczędzały, co też miało na to wpływ.
Wtedy właśnie, mając problemy kadrowe, przerwana została wspomniana seria w Łańcucie.
- Potem też potrzebowaliśmy trochę czasu, żeby się pozbierać i wydaje mi się, że na play-offy byliśmy gotowi w stu procentach. Ten sezon był rzeczywiście długi, a nasz zespół dość "dorosły".
Przed rokiem przewidywania, że w finale Legia zagra z Krosnem sprawdziły się, w tym sezonie spodziewano się - nie licząc może trenera - finału pomiędzy Legią i Sokołem Łańcut. Sokoły jednak do finału nie doleciały.
- Sokoły wylądowały w Gliwicach, nie doleciały do Warszawy. Tak jak mówiłem, że w finale zagrają Gliwice, tak nigdy nie powiedziałem, że my będziemy w finale, bo nie lubię takich rzeczy robić. Obserwując zespół Sokoła, wydawało mi się, że "długość" tego zespołu może spowodować pewne kłopoty na koniec sezonu. Ze względu na kontuzje graczy tak właśnie się zdarzyło. Powiem, że jest mi z tego powodu trochę przykro, bo bardzo bym chciał ograć Sokoła w finale.
Teraz będziemy mieli okazję rywalizować ze Stalą Ostrów, z którą przed dwoma laty w I lidze graliśmy jak równy z równym w półfinale play-off, a zespół ten przed chwilą świętował brązowy medal mistrzostw Polski. To chyba kolejne potwierdzenie wcześniej postawionej tezy - nasz czas na medale powinien niebawem nadejść.
- Oczywiście, to jest do zrobienia, a jeśli ktoś by się bardzo mocno uparł i przyszedł z odpowiednią książeczką czekową, to już teraz można by było powalczyć o mistrzostwo Polski. Nie chodzi jednak o to, by zwolnić wszystkich, którzy wywalczyli awans i kupić armię zaciężną, która w danym momencie ma zrobić wynik. Prosze zwrócić uwagę na to, że "Panda" jest z nami 3 lata, Marcel i Łukasz Wilczkowie prawie trzy sezony, Grzesiek Malewski podobnie, "Czarny" był z nami od czasów drugiej ligi, odszedł w połowie minionego sezonu, "Richy" i "Kukła dwa sezony w Legii. Wyniki osiągane przez ten zespół nie są przypadkiem, on był odpowiednio budowany. Na przykład wzmocniony w ostatnim sezonie Piotrkiem Robakiem i Mateuszem Jarmakowiczem, którzy podpisali takie umowy, że zostaną z nami także na najbliższy sezon. Chcemy iść małymi krokami, ale cały czas do przodu.
Biorąc pod uwagę ostatnie mecze finałowe dwóch ostatnich sezonów, czyli piąty mecz w Krośnie i trzeci w Gliwicach, można powiedzieć, że rok wcześniej przed meczem zabrakło sernika zaserwowanego drużynie po obiedzie, razem z kawą w Gliwicach.
- Możliwe, że tego zabrakło w Krośnie. Co by jednak nie mówić, bardzo denerwowałem się przez cały okres naszej finałowej rozgrywki z Gliwicami, ale wbrew pozorom, i z całym szacunkiem dla GTK, to byłem spokojny, że jeśli tylko nasz zespół zrobi swoje, to nie powinno być większych kłopotów z wygraniem tej rywalizacji. Oczywiście nie zakładałem, że będzie 3:0, liczyłem, że Gliwice w którymś meczu nas ukąszą. A że skończyło się 3:0? To wielki szacunek i chwała dla zawodników.
Łukasz Wilczek w tych play-offach pokazał się w obronie z niesamowitej strony. W walce z Basketem Poznań pod tym względem przechodził samego siebie, nie było dla niego piłki, której nie dałoby się wyrwać rywalowi. Jak jest z tym jego rzutem, bo słyszałem, że w rozgrywkach młodzieżowych "Wilku" wiele punktów zdobywał właśnie z dystansu?
- On ma cały czas bardzo dobrze ułożony rzut. Ma problem z decyzją i chyba sam ze sobą pod tym względem. Kiedy ma treningi rzutowe, trafia świetnie.
Miłosz Warecki: Kiedy rzuca ze mną na treningach, trafia świetnie z kilku pozycji.
Piotr Bakun: Rzuca na wysokiej skuteczności, coś w tej głowie siedzi, co blokuje go w meczach. Mając tego świadomość, przed sezonem dogadaliśmy się z Łukaszem Pacochą, który tego problemu nie ma, a przeciwnikom trudniej jest nas bronić, kiedy mamy tak różnych graczy na danej pozycji. Mimo, iż "Paci" nie zagrał jakichś wielkich zawodów, ale wnosił bardzo wiele.
Świetny pierwszy finał z GTK, czy spotkanie w sezonie zasadniczym w Stargardzie.
- Oczywiście, podobnie mecze z Poznaniem, czy trzeci mecz ze Spójnią w play-off. Wilczkowi na pewno łatwiej się grało, bo był Pacocha.
No dobra, oprócz sernika przed rokiem, zabrakło również drugiej jedynki.
- Dokładnie tak, ponieważ Krosno odeszło od Łukasza i w pewnym momencie graliśmy czterech na pięciu. Wszyscy gracze Miasta Szkła byli przyklejeni do naszych czterech zawodników, odpuszczając właśnie Wilczka. Łukasz wyciągnął wnioski i pokazał to chociażby w ostatnim meczu tego sezonu.
Osobą, która dawała bardzo dużo zarówno na parkiecie, jak i w szatni, budując atmosferę jest "Richy".
- To jest wspaniały chłopak. Są ludzie, z którymi tak naprawdę nie trzeba długo rozmawiać, bo rozumie się z nimi bez słów. Jemu daje się zadanie i on to rozumie, wykonuje je zawsze. Dokładając do tego atmosferę w zespole, szatnię, autokar, mogę powiedzieć, że ogromna siła tkwi w tym chłopaku.
Kibice mogą domyślać się, że Legia będzie poszukiwała zawodników zagranicznych, bo właściwie wszystkie kluby PLK z nich korzystają. Jak odbywać się będą poszukiwania? Czy będzie to forma wyjazdu na camp do USA, jak uczynił przed rokiem prowadzący krośnieński zespół, Michał Baran, czy może na bazie video?
- Mamy plan wyjechać na jakieś campy, a teraz razem z naszym scouterem Miłoszem Wareckim mamy pełne komputery graczy zagranicznych, które oglądamy i analizujemy. Będziemy musieli podjąć decyzję o wzmocnieniu zespołu graczami zagranicznymi.
Znamy już termin rozpoczęcia rozgrywek ligowych. Kiedy Legia rozpocznie przygotowania do sezonu?
- Początek przygotowań nastąpi prawdopodobnie 16-17 sierpnia. Rozpoczniemy od badań w Warszawie.
Zespół pojedzie na jeden, czy dwa obozy przygotowawcze?
- Jesteśmy w trakcie załatwiania zgrupowania. Na razie nie chcę mówić, czy to będzie jeden, czy dwa obozy, ale na jeden pojedziemy na pewno. Tak samo nie chcę mówić, gdzie dokładnie pojedziemy, bo decyzja ostateczna jeszcze nie została podjęta.
Miejsce obozu uzależnione jest też od tego, z kim w danej lokalizacji można zagrać sparingi?
- Dokładnie tak, chcemy znaleźć takie miejsce, abyśmy mieli w miarę blisko dobrych sparingpartnerów.
Wiadomo już, że niektóre mecze Legia rozgrywać będzie w hali Torwaru. Fakt, że na co dzień trenować będziecie na Bemowie nie będzie jakimś utrudnieniem?
- Głęboko wierzę w to, że organizacja naszego klubu jest na tak wysokim poziomie, że będziemy mogli trenować na Torwarze przed meczami tam rozgrywanymi. Zespoły NBA też nie trenują w halach, w których później rozgrywają mecze, więc to nie jest wielki problem. Może jakieś utrudnienie, natomiast wierzę, że siła naszych kibiców, którzy będą nas wspierać także na Torwarze sprawi, że nie będziemy przejmować się faktem, że rzadziej tam trenujemy.
Szczególnie pierwszy finał na Bemowie pokazał, że jest w Warszawie głód dobrej koszykówki. Hala była na tyle wypełniona, że siedząc trudno było zobaczyć parkiet.
- Po to jesteśmy w tej lidze, żeby próbować podnieść koszykówkę. Jesteśmy ogromną aglomeracją, z pobliskimi miejscowościami liczącą pewnie 3-4 miliony ludzi. To, że w takim miejscu przez tyle lat nie było ekstraklasowej koszykówki jest smutne... Dobrze, że jesteśmy i mam nadzieję, że kibice będą licznie przychodzić i oglądać basket na najwyższym poziomie, a my spełnimy ich oczekiwania.
Rozmawiał Marcin Bodziachowski
Tabela EBL | ||||||
---|---|---|---|---|---|---|
Drużyna | Mecze | Punkty | ||||
1. | Trefl Sopot | 0 | 0 | |||
2. | Legia Warszawa | 0 | 0 | |||
3. | Anwil Włocławek | 0 | 0 | |||
4. | King Szczecin | 0 | 0 | |||
5. | Arged BM Stal Ostrów Wlkp. | 0 | 0 | |||
6. | Polski Cukier Start Lublin | 0 | 0 | |||
pełna tabela |