Autor: Radosław Kaczmarski fot. Marcin Bodziachowski
2015-11-10 18:30:00
Powrót Noteci Inowrocław do rozgrywek I ligi oznaczał wizytę Legii w hali, która była parę lat temu świadkiem ekstraklasowych zmagań.
Licznie zgromadzeni kibice w hali Widowiskowo-Sportowej podziwiali niegdyś grę m.in. Krzysztofa Szubargi, Przemysława Frasunkiewicza, Huberta Radke, Alexa Austina, czy Ianna Mollinariego. 2006 rok przyniósł bolesny spadek z ekstraklasy i upadek klubu. Próby podniesienia z kolan inowrocławskiego basketu nie przyniosły trwałego efektu. Obecny sezon I ligi to debiut na tym poziomie zespołu KSK Noteć, w której niebagatelną rolę pełni jego prezes - Krzysztof Łaszkiewicz. Świadek sukcesów i upadku Noteci, prób odbudowania klubu i nadzieja mieszkańców - kibiców koszykówki na pozytywną przyszłość, zdecydował podzielić się z nami wieloma wnioskami i spostrzeżeniami tuż przed sobotnim starciem KSK Noteci z Legią:
Miasto, w którym dziś zagra Legia ma tradycje koszykarskie, jakich pozazdrościłby mu niejeden dużo większy ośrodek.
Krzysztof Łaszkiewicz (Prezes KSK): Zdecydowanie. Historia inowrocławskiej koszykówki jest bardzo bogata. Pochodzę ze Stargardu Szczecińskiego, gdzie koszykówka też ma swoje tradycje, ale nie aż takie. Począwszy od lat 50-tych, kiedy koszykarze pod przewodnictwem prof. Bączkowskiego (do dziś jest rozgrywany memoriał jego imienia) poprzez pracę trenera Jaźwierskiego budowano potęgę tego miasta. Hala w Mątwach, w której do 2000 roku grali inowrocławscy koszykarze, także ma bogatą historię. Tam dwukrotnie rozgrywano turniej o awans do I ligi, a ponadto samo szkolenie w SKS Kasprowicz, czy sukces Noteci jakim był awans do ekstraklasy, z pomocą że tak powiem 'zaciągu poznańskiego', spowodowało swoisty boom koszykarski w mieście. Było sześć, czy siedem szkółek, gdzie szkolono młodzież i na początku tego wieku ci młodzi koszykarze zdobywali medale mistrzostw Polski w rożnych kategoriach wiekowych. Cała plejada koszykarzy wywodzących się z Inowrocławia zaistniała w baskecie, m.in. Ryszard Olszewski, czy toruńskie Pierniki - to był w większości składzłożony z podopiecznych prof. Bączkowskiego. Wielu innych znakomitych zawodników wywodzących się z tego miasta, pokazywało się z dobrej strony, jednak nie bronili barw Noteci. Wyjeżdżali, grali na Śląsku i w innych rejonach kraju. Dopiero powrót Piotra Barana do Inowrocławia spowodował powrót ligowej koszykówki do miasta i ona z pewnymi zawirowaniami trwa do teraz.
Zanim o kilku postaciach miejscowego klubu, porozmawiajmy o zespole, który obecnie występuje na parkietach I ligi. Bilans 2-5, z czego cztery porażki były nieznaczne, może mimo wszystko napawać optymizmem. To typowe frycowe? Karta się odwróci i te zacięte końcówki zaczniecie wygrywać?
- Myślę, że karta się odwróci, musi się odwrócić, bo ci chłopcy naprawdę potrafią grać. Już w zeszłym sezonie stanowili znakomity team, z którego co prawda odeszło dwóch bardzo dobrych zawodników [Dawid Słupiński i Mikołaj Grod - przyp. R.K.]. Gdyby sprawy potoczyły się inaczej, Dawid byłby tu z nami. Utrzymujemy kontakt i ciągle mu powtarzam - pamiętaj, że tu jest zawsze twoje miejsce, zawsze możesz wrócić. Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze wróci, bo był lubianym i świetnym zawodnikiem. Dostał u nas szansę, bo grał u nas po kontuzji, miał przerwę w grze i właśnie w Noteci powrócił do prawdziwej ligowej gry. Ostatnio, gdy rozmawialiśmy mówiłem mu żartując: nie szalej tak bo cię zabierze ktoś z ekstraklasy, a przecież wszyscy chcemy cię w Inowrocławiu.
Celem KSK Noteci jest spokojne utrzymanie w lidze bez rozgrywania nerwowej serii play-out?
- Tak, taki sobie wyznaczyliśmy cel. Myślimy o miejscach 9-10. Myślę, że potrzeba przełamania, więcej spokoju, wiary, że można; więcej cwaniactwa. W Poznaniu prowadziliśmy chyba 12 punktami, ale druga połowa była niestety fatalna, chociaż kilka gwizdków było kontrowersyjnych. Plusem tego zespołu jest fakt, że ośmiu chłopaków jest z Inowrocławia, grających w przeszłości w miejscowych klubach. Zawodzi jeden zawodnik, nie będę teraz wymieniał jego nazwiska, ale bardzo fajnie wygląda wszystko na treningach, a wychodzi na mecz i niestety traci głowę. Myślę, że w najbliższym czasie zrobimy korekty w składzie - nie wiem, czy kogoś zwolnimy, czy ktoś do nas dołączy, a nie rozstaniemy się z nikim. Trener Łukasz Żytko broni drużyny i mówi, że czas zwycięstw nadejdzie, ale nas obecny stan trochę męczy, bo nie chcemy zastać sytuacji, w której jeden mecz będzie decydował o naszym losie w tej lidze. Nie chcemy meczu o być albo nie być.
Zeszły sezon był niewątpliwie Waszym sukcesem - awans zapewniony jeszcze przed ostatnią kolejką II ligi, ale pojawiały się pewnego rodzaju problemy finansowe. Jak jest teraz? Skoro mówi Pan o wzmocnieniu składu, to chyba jest w porządku?
- Finansowo jest coraz lepiej. Pojawiają się sponsorzy, myślę, że praca zarządu i zawodników sprawia, że ludzie zaczynają wracać do koszykówki. Nie mamy sponsora strategicznego, ale dużo umów podpisujemy z mniejszymi podmiotami. Te kłopoty, które były, już mijają. Pozostało może 10-20% kwoty do spłacenia. Mocno zmobilizowało nas miasto Inowrocław, bo powiedziano nam, że dadzą nam 30 tys. co miesiąc, natomiast o drugie 30 tys. musimy zatroszczyć się sami.
Z tutejszym basketem związany jest Pan od wielu lat, więc ma Pan wiele wspomnień związanych z Notecią ekstraklasową. Jak wspomina Pan największe sukcesy klubu - awans do PLK i siódme miejsce w lidze?
- To są bardzo przyjemne historie. Zaczynałem przygodę od radia, z koszykówki "wyleczył" mnie Krzysztof Koziorowicz, z którym grałem w mistrzostwach szkolnych i tam pokazał mi, gdzie jest moje miejsce, biorąc pod uwagę grę w kosza. Co do tamtejszej Noteci, to miasto żyło koszykówką. W Pruszkowie wywalczyliśmy awans do PLK, a gdy wróciliśmy do Inowrocławia, powitał nas tłum ludzi na rynku. Dosłownie nie mogliśmy się przecisnąć. Piotr Baran poprosił pana Prezydenta o deklarację dokończenia wybudowania hali.
Czyli można powiedzieć, że z chwilą awansu do PLK, Inowrocław stał się typowo koszykarskim miastem?
- Tak, to naprawdę jest koszykarskie miasto. Większość ludzi żyje koszykówką. W tym 70. tysięcznym mieście są nawet dwie ligi TKKF, co rzadko się zdarza - w Bydgoszczy tego nie ma, może jest w Szczecinie. Troszkę na przestrzeni lat spadł poziom szkolenia młodzieży, ale zaczynamy wszystko powoli odbudowywać krok po kroku.
W 2006 roku Noteć z bilansem 0-29 zakończyła występy w PLK i upadła. Czy ten upadek musiał nastąpić i dlaczego według Pana nastąpił?
- Byłem wtedy już bardzo blisko zespołu i był on po prostu źle zarządzany. Podpisywane umowy nie miały pokrycia w rzeczywistości, a zdarzało się, że jakiś zawodnik przyjechał, zagrał kilka spotkań i wyjeżdżał. Na takiej zasadzie nie dało się zbudować dobrej drużyny i koniec był niestety smutny.
Może zamiast doprowadzać do upadku i powoływać kolejne kluby, lepiej byłoby odbudować Noteć pod jedną nazwą, chociażby od najniższej ligi, jak zrobiła to Legia?
- Nie ma tutaj dobrej metody. W Inowrocławiu wyszło właśnie tak, że mieliśmy i nadal mamy kilka klubów z czego Noteć 1938 mieni się tą "prawdziwą" Notecią. Zawodnicy, którzy występowali w tych zespołach nadal tu są. Zawsze powtarzam, że jak ktoś chce się rozwijać, niech odchodzi, nie ma sensu zatrzymywać. Korólczyk, Filipiak, Pochocki, Wierzbicki - to wszystko ludzie, którzy byli w Noteci 2020. Dołączył do nich Michałek, Jankowski i wtedy bili się z Legią w barażu o awans do II ligi. Natomiast w poprzednim sezonie kiedy byłem w klubie, postawiliśmy na zmianę trenera, bo Dariusz Sikora zrezygnował. W jego miejsce poprosiłem Jakuba Matuszaka i Jacka Stajszczaka, którzy zgodzili się i stworzyli naprawdę znakomity duet trenerów. Niestety sprawy finansowe spowodowały rozstanie i teraz szansę ma Łukasz Żytko.
Był Pan w Noteci 2020, teraz uczestniczy Pan w projekcie pt. "KSK Noteć". Dlaczego ta pierwsza próba powrotu Noteci się nie powiodła pod szyldem 2020?
- To się nie udało, ponieważ w pewnym momencie zaczęli tam rządzić kibice. Była tam grupa, która mi nie odpowiadała. Trochę z nimi powalczyłem, ale reprezentowali zdecydowanie nie mój styl. Zostałem wychowany na idei sportu antycznego, w którym przede wszystkim liczy się szacunek dla rywala - pokonanego czy nie, słabszego, czy silniejszego. W sporcie najważniejsze jest zwycięstwo nad własną słabością - tak mnie nauczono i często to powtarzam ludziom i koszykarzom, z którymi się spotykam.
Gdyby inowrocławskie środowisko zjednoczyłoby się po upadku Noteci, czy po upadku Sportino, to w tym mieście byłby już teraz klub w TBL, czy przynajmniej walczący o awans do ekstraklasy?
- Trzeba wziąć pod uwagę kilka aspektów. Przede wszystkim, czy chcemy grać swoimi, miejscowymi zawodnikami - jeśli tak, to maksimum jest I liga. I to też jak widzimy trzeba mocnego wysiłku, by sobie na tym poziomie radzić. Jeżeli miałaby być tu walka o ekstraklasę, z obecnego składu zostałoby niewielu koszykarzy, potrzebny byłby obcy zaciąg, a w ekstraklasie są moim zdaniem za duże pieniądze, zawodnicy są przepłacani. Przyjeżdżają do nas ludzie z Bałkanów, Amerykanie. Kiedyś obcokrajowcy to byli, być może przesadzam, ale "artyści koszykówki" jak na nasza ligę.
A jak to wygląda, jeśli chodzi o środowisko kibicowskie? W Warszawie na nasze mecze licznie przychodzą fani piłki nożnej i fani basketu głodni tej dyscypliny w stolicy. Inowrocław matrzy klubykoszykarskie, na które może rozłożyć się sympatia fanów.
- Tak naprawdę zorganizowaną grupę kibiców ma tylko Noteć 1938, ale z ostatnich informacji wynika, że oni nie wystartują w III lidze. Posypały się tam pewne sprawy, nie wnikam do końca o co tam chodzi.
Sądzi Pan, że w tej sytuacji ci kibice będą pojawiać się na meczach KSK?
- Ja ich tu nie chcę, to są właśnie ci, z którymi wałczyłem w Noteci 2020, która przekształciła się w Noteć 1938. Mimo, że kiedyś usłyszeć można było od niektórych, że na Noteć "farbowaną" czyli KSK, przychodzić nie będą, to widzę jednak, że niektórzy się pojawiają. Ciągle pojawia się ktoś kto mówi, że Noteć jest jedna, ta w III lidze z datą 1938. Niech będzie, ale niech nam w spokoju pozwalają grać, bo zawodnicy KSK, Domino i Noteci 1938 znają się, utrzymują kontakt i szanują się. Tego samego trzeba oczekiwać od kibiców. Kibic w Inowrocławiu jest wymagający - kiedyś ta hala żyła, trybuny "ryczały". Dziś nie ma takiego dopingu, ale pewnie potrzeba nam sporego sukcesu, żeby to drgnęło. W ostatnim meczu poprzedniego sezonu, gdy mieliśmy już zapewniony awans, ta hala śpiewała, świętowaliśmy awans i powróciły na chwilę stare wspomnienia.
Ruch kibicowski musi się zorganizować sam, ciężko oczekiwać, żeby klub tworzył coś w rodzaju Klubu Kibica.
- Dokładnie tak. Niektórzy zwracali uwagę na portalach społecznościowych, że nie ma klubu kibica, ale tak naprawdę działamy tu w dwie - trzy osoby, nie zatrudniamy pracowników. Jest grupa społeczników, która chce i pomaga, ale pracy jest mnóstwo. Można pisać, że nie ma klubu kibica, ale powinien założyć go właśnie kibic.
Stawiacie na swoich, miejscowych zawodników. Jest to długofalowa strategia, czy dopuszcza Pan zmianę kierunku prowadzenia zespołu?
- Jeśli mamy grać w I lidze, to chciałbym jak najwięcej miejscowych zawodników, ale jeżeli będziemy ciągle walczyć o utrzymanie, to I liga szybko spowszednieje. Potrzeba może kogoś, kto w kluczowych momentach weźmie grę na siebie.
Perspektywy do awansu do TBL mamy zdecydowanie lepsze, ale Wy jesteście raptem krok za nami: Legia awansowała do I ligi w 2014 roku, Noteć rok później. Na fali entuzjazmu i siłami pasjonatów koszykówki będziecie kontynuować swoją dotychczasową pracę?
- Zobaczymy jak się to potoczy. Miasto mocno nas wspomaga, układa się to coraz lepiej, a przecież to ono w momencie rozpadu Sportino, w którym było udziałowcem, musiało spłacać długipo spółce. Trudno po czymś takim ponownie komuś zaufać, ale nam udało się przekonać władze. O naszym układzie - pół na pół - już wspominałem i to na razie funkcjonuje. Udaje nam się regulować zaległe zobowiązania, które nie są tak duże jak to pojawiało się w mediach, że od sześciu miesięcy ludzie czekali na pieniądze. To nie była prawda.
Jest Pan autorem książki "Polska koszykówka męska 1928-2004", będącej swoistym kompendium wiedzy o polskiej koszykówce. My odbudowujemy Legię pod hasłem "Odrodzenie Potęgi", którego kolejnym etapem jest "Operacja Awans". Jak Pan sądzi, czy uda się Legii osiągnąć założony cel?
- Myślę, że będzie Wam bardzo trudno w rywalizacji z Krosnem. Oni mimo wszystko również mają spore aspiracje. Legia niestety póki co zawodzi, bo skład ma naprawdę solidny. Piłka jest jedna i trzeba umieć się nią podzielić. Oczywiście, potrzeba czasu, aby wszystko zgrać, tak samo mówi trener Żytko. Życzę Wam awansu, Legia to klub z olbrzymi tradycjami. Koszykówka powinna wrócić do takich miejsc, gdzie była wcześniej. Warszawa zasługuje na ekstraklasę. Podobnie jak u nas, również w stolicy były zawirowania z zespołami - mam na myśli Polonię, która wydawało się jest na dobrej drodze do nawiązania do jej tradycji, ale niestety to nie wyszło.
Warszawa obecnie częściowo cierpi na to, co działo się w Inowrocławiu - obecnie w II lidze są trzy zespoły, ale żadna z nich nie zdominuje tych rozgrywek. Polonia się podzieliła i znów jest dalej od powrotu na parkiety I ligi. Wewnętrzne animozje są obecne wszędzie…
- Tak, dużo w tym prawdy. Był tu ostatnio pewien Pan z Pruszkowa - człowiek, który wiele rzeczy neguje. Mówi, że w Pruszkowie nie ma klubu, na mecze nie chodzi itd. Nie wiem z czego to wynika, może ktoś zrobił mu jakąś krzywdę, nie wiem, ale mówienie, że za moich czasów to była koszykówka, teraz już nie, jest sporym błędem. Tutaj też są niestety tacy ludzie - co by człowiek nie zrobił, to będzie źle.
Gdzie widzi Pan siebie za rok, dwa, pięć lat? Jeżeli dostrzeże Pan godnego następcę swojej osoby, to jest Pan w stanie oddać kierownictwo młodszemu pokoleniu?
- Zawsze. Zachęcamy do zaangażowania. Szukamy młodych ludzi, którzy chcieliby tutaj funkcjonować. Ciężko jednak o kogoś takiego. Była taka jedna osoba, ale ona była bardziej zainteresowana polityką niż sportem. Dostrzegalne są pewne zakusy ze strony ludzi związanych ze Sportino, oni cały czas gdzieś są. Negują nasze dokonania, deklarują wszelką pomoc, uważają, że wszystko wiedzą lepiej, ale póki co trzymamy się dzielnie. Swój klub doprowadzili do upadku poprzez nierozsądne kontrakty jakie podpisywali. Ansley zagrał jeden mecz, włożył rękę w gips i przez kolejne miesiące brał pieniądze…
A wracając do tego co przed nami - jaki wynik przewiduje Pan w dzisiejszym starciu?
- Chciałbym żebyśmy wygrali, potrzebne nam zwycięstwa, ale Wam przecież też. Macie silną drużynę a od naszych chłopców wymagam walki. Faworyt jest znany, ale gdyby nie było niespodzianek, nie byłoby sensu wychodzić na boisko.
Rozmawiał Radosław Kaczmarski
Tabela EBL | ||||||
---|---|---|---|---|---|---|
Drużyna | Mecze | Punkty | ||||
1. | Trefl Sopot | 0 | 0 | |||
2. | Legia Warszawa | 0 | 0 | |||
3. | Anwil Włocławek | 0 | 0 | |||
4. | King Szczecin | 0 | 0 | |||
5. | Arged BM Stal Ostrów Wlkp. | 0 | 0 | |||
6. | Polski Cukier Start Lublin | 0 | 0 | |||
pełna tabela |