Autor: Marcin Bodziachowski fot. Paweł Kołakowski
2020-04-26 10:00:15
Adam Linowski ma szanse już w nadchodzącym sezonie rozegrać dwusetne spotkanie w barwach Legii. O jego przyjściu do Legii przed kilku laty, a także udowadnianiu przydatności do drużyny wszystkim kolejnym trenerom, kontuzji odniesionej po starciu z Upshawem i wielu innych kwestiach rozmawiamy z 33-letnim podkoszowym naszego klubu.
Przychodziłeś do Legii za trenerem Spychałą, a okazało się, że "przeżyłeś" tych trenerów w Legii kilku. Spodziewałeś się, że zakotwiczysz w Legii na tyle lat?
Adam Linowski: Trener Spychała był jednym z trzech powodów, dla których przechodziłem do Legii. Ważna była dla mnie także możliwość rozwoju. Przychodziłem do Legii z Pruszkowa, który nie miał takich szans rozwoju jako klub, nie miał szans na grę o awans do ekstraklasy, ani jakiekolwiek wyższe cele. Chciałem zostać w Warszawie, bo mam tutaj rodzinę, która zresztą całkiem niedawno powiększyła się. Przez te lata, Legia wrosła mi w serce - bez dwóch zdań. Klub rozwijał się cały czas, więc nic dziwnego, że zostawałem tu na kolejne sezony. Poza tym zostawałem w Legii, bo kolejni trenerzy widzieli we mnie zawodnika, który przyda się, i dlatego też chcieli ze mną współpracować.
Po wywalczeniu awansu do ekstraklasy, wydawało się, że możesz odejść z Legii. Ostatecznie zostałeś i pokazałeś, że pomimo warunków fizycznych, ekstraklasa to jest poziom jak najbardziej dla Ciebie.
- Po awansie do ekstraklasy klub nie był pewny, czy dam sobie radę na tym poziomie rozgrywek. Sam chciałem sprawdzić się w ekstraklasie, pograć w niej więcej minut, niż miałem okazję to uczynić wcześniej [w sezonie 2009/10 - przyp. B.] - to też był jeden z tych powodów, dla których przechodziłem wcześniej z Pruszkowa. Mój rozwój. Chciałem zagrać w ekstraklasie i Legia była najlepszym miejscem do tego. Wydaje mi się, że to się udało - odnalazłem swoje miejsce, a trenerzy wykorzystują mnie w taki sposób, w jaki mogę pomóc drużynie.
Są tacy gracze, którzy wolą zostać czołowymi postaciami w pierwszej lidze, obawiając się, że w ekstraklasie ich rola będzie zupełnie inna i grać będą znacznie mniej. Ty jednak podszedłeś ambitnie do tematu i postanowiłeś się sprawdzić.
- Na samym początku w ekstraklasie grałem bardzo mało. Założyłem sobie, że będę walczył o minuty i o coraz większy "udział" w drużynie. Moje doświadczenie oraz podejście do samej koszykówki zaowocowało tym, że trenerzy zaczęli doceniać nie tylko to, co robiłem na parkiecie, ale również to, co miałem okazję robić z młodszymi zawodnikami. Starałem się zawsze młodszym zawodnikom pomagać, podpowiadać, zarówno na treningach, jak i w szatni. Koszykówka to nie tylko statystyki, ale również podejście do treningów i wiele innych rzeczy, które wpływają na formę i wyniki zawodnika.
Cały czas wspierasz młodych graczy w Legii, więc uważnie ich obserwujesz. Powiedz, który z nich najbardziej czerpie z tego co mu się przekazuje, najbardziej przykłada się do treningów i ma największe szanse na "karierę".
- Jeśli chodzi o podejście do koszykówki i chęć nauki, to na pewno Przemek Kuźkow jest zawodnikiem, który może się super rozwinąć. Teraz musi zwrócić uwagę bardziej na defensywę oraz by rozwinąć swoje ciało fizycznie. Ma bardzo duży potencjał w ofensywie, a dzięki temu, że ma duże chęci do pracy i nauki, według mnie ma szanse na koszykarską przyszłość.
Sezon 2018/19, w którym weszliście do play-off w EBL, był niesamowity w Waszym wykonaniu, a wynik przez Was osiągnięty na pewno zaskoczył całą koszykarską Polskę.
- To na pewno nie był łatwy dla nas sezon. Szczególnie po pierwszym sezonie w ekstraklasie, nastroje w drużynie nie były najlepsze - wiedzieliśmy, że musimy się poprawić się, nie możemy dać już takiej plamy. Mnie z kolei w tym sezonie przytrafiła się kontuzja i musiałem przez 2,5 miesiąca leczyć się, a dopiero później wracać znowu do gry, aby pomóc drużynie. Udało się, i udało się, że ta końcówka sezonu była bardzo dobra. W każdym meczu graliśmy jak drużyna, była świetna atmosfera, a do tego wiele meczów wygrywaliśmy. To był super sezon dla nas.
Dlaczego według Ciebie, ostatni, zakończony przedwcześnie sezon, nie był już tak udany dla Legii?
- Muszę zwrócić uwagę na to, że było w tym sezonie dużo meczów, które zakończyły się naszymi porażkami poniżej trzech punktów. Były mecze, które kończyliśmy naszymi rzutami - one mogły przeważyć szalę zwycięstwa na naszą stronę. Niestety żadnego z nich nie wykorzystaliśmy. To ma wpływ na drużynę, szczególnie jeśli w decydujących momentach powtarzają się niecelne rzuty. Zaczęło się od mojego rzutu z Astorią na Kole. W kolejnych meczach ostatnie rzuty oddawali inni zawodnicy, ale efekt niestety zawsze był ten sam. Statystycznie ten sezon wygląda źle, ale nie było tak, że my wszystko przegrywaliśmy wysoko. Walczyliśmy w wielu meczach, ale nie mogliśmy się przełamać. Gdybyśmy wygrali spotkania, które były na styku, nasz bilans byłby zupełnie inny.
Do tego graliście w europejskich pucharach, a to coś, co zostanie w pamięci na lata. W końcu wielu graczy przez całą karierę nie miało okazji zagrać w europucharach. Które ze spotkań będziesz wspominał najlepiej?
- W tych rozgrywkach też mieliśmy kilka meczów na styku, ale najbardziej w pamięci zapadnie ten mecz rozgrywany na Torwarze, na początek fazy grupowej FIBA Europe Cup. Wygraliśmy dość gładko z Katają Joensuu, odnieśliśmy je przed własną publicznością, a na dodatek, jak się później okazało, było to jedyne zwycięstwo w tych rozgrywkach. Wyjazdy na mecze w Europie też były świetnym przeżyciem, i to pomimo faktu, że bez wątpienia jest to męczące. Łączenie rozgrywek ligowych z europejskimi pucharami nieco komplikuje treningi, ale jeśli klub chce się rozwijać, to na pewno jest odpowiednia droga. To było dobre doświadczenie dla nas wszystkich, chociaż wyniki przez nas osiągnięte, na pewno nie spełniły oczekiwań.
Czy na drugim biegunie jest spotkanie rewanżowe w Finlandii, gdzie nie było Cię w kadrze meczowej? Czy był z Twojej strony żal do trenera, że nie zabrał Cię wtedy do Joensuu?
- Rozmawiałem z trenerem na ten temat, ale wtedy chodziło o to, by ogrywać w takich meczach młodych zawodników. Nie załapałem się do dwunastki meczowej, choć oczywiście bardzo chciałem jechać do Joensuu, nawet gdybym miał nie pojawić się na parkiecie. Wiadomo jednak, że są też ograniczenia finansowe. Wtedy uznano, że nie ma sensu zabierać większej liczby graczy na ten daleki wyjazd. Musiałem to zaakceptować, w końcu jestem profesjonalistą.
Na pewno jednym z trudniejszych momentów dla Ciebie była kontuzja odniesiona w 2018 roku w Gdyni, o której już wspominałeś. Starcie w Upshawem oglądałeś później na powtórkach?
- Oglądałem kilkakrotnie i mówiąc szczerze, gdybym miał znaleźć się tam jeszcze raz, na pewno podałbym do "Rusa", który był pod koszem i na pewno wykończyłby akcję wsadem. Wtedy dobrze wszedłem w mecz, trafiłem dwie trójki, czułem się świetnie fizycznie i w tej konkretnej akcji poszedłem agresywnie. Pamiętam, że kiedy przed meczem trenowaliśmy, trener powtarzał, abyśmy grali agresywnie, że nie możemy się bać. Na moje nieszczęście Upshaw sfaulował mnie. Późniejsze problemy z dłonią były jednak kwestią upadku - zostałem wytrącony z równowagi w powietrzu. Gdybym spadł inaczej, pewnie by się zupełnie nic nie stało, a spadłem na nadgarstek z dużym impetem... To jest część naszej pracy. Nie można kalkulować i zastanawiać się, czy iść do końca, czy może jednak nie, bo ktoś mnie sfauluje - tak nie da się grać w koszykówkę. Musiałem robić wszystko, by jak najszybciej wrócić na parkiet, co jak już wiadomo, udało mi się. Wstępne prognozy były takie, że wrócę nie wcześniej niż po czterech miesiącach, a zacząłem trenować z drużyną już po 10 tygodniach. Zdążyłem wrócić do gry na turniej finałowy Pucharu Polski.
Jak z Twoją dłonią i jej sprawnością - czy wciąż odczuwasz skutki tamtego zajścia?
- Nie odczuwam bólu, natomiast mam ograniczenia ruchowe. Lekarz mówił mi od razu, że zakres ruchu w tym nadgarstku zostanie pomniejszony i tak też się stało. Ruchy na pewno mam ograniczone, ale w pełni wystarczające do gry w koszykówkę. Bardziej przeszkadza to w codziennych pracach, niż w koszykarskich treningach. Co prawda jeszcze w ubiegłym sezonie grałem z tejpem, ale to raczej czysto profilaktycznie, abym miał pewną ochronę, gdybym ponownie spadł na ten sam nadgarstek. Od połowy ostatniego sezonu trenowałem już bez tejpa i wydaje mi się, że w kolejnym sezonie nie będę go już używał podczas meczów. Z każdym dniem ta dłoń jest coraz silniejsza, w końcu minęło już kilkanaście miesięcy od tej kontuzji.
Tane Spasev zachęcił Cię, a może zmusił, do rzucania za 3. Można powiedzieć, że jako doświadczony zawodnik dołożyłeś do swojego repertuaru kolejny atut, który okazał się bardzo skuteczny.
- Pamiętam, że trener Spasev już na pierwszym treningu w naszym zespole powiedział, że każdy z nas, niezależnie od tego jaki ma procent rzutu, jeśli ma otwartą pozycję, to ma rzucać. Już w pierwszym kwadransie tego treningu, dostałem od trenera reprymendę, ponieważ oddałem piłkę, nie rzuciłem za 3 punkty, mając do tego dogodną pozycję. Trener mówił, że jest zadowolony z mojej postawy w obronie, myślenia na boisku, ale jeśli chcę zostać w ekstraklasie i dalej grać, muszę dołożyć do tego, właśnie rzut za trzy punkty. System trenera opierał się na szukaniu wolnej pozycji do oddania rzutu za 3. Tak wygląda nowoczesna koszykówka, tych rzutów z dystansu jest znacznie więcej niż jeszcze 5-10 lat temu. Poświęciłem na doskonalenie tego elementu dużo czasu, szczególnie pomiędzy sezonami. Poprawiłem swój procent rzutowy, trafiłem trochę rzutów i obecnie rywale już nie są tak chętni, by odchodzić ode mnie na obwodzie.
Twoje "parametry" jak na ekstraklasę nie są może imponujące, wszak grywasz nie tylko na "czwórce", ale i na "piątce". Te braki, na które de facto nie masz wpływu, nadrabiasz zaangażowaniem, pracą i wytrwałością.
- Nigdy nie odbierałem mojego wzrostu i parametrów, jako "braki". Mam co mam i próbuję to wykorzystać. Było kilka meczów w tym sezonie, w których grywałem nawet na trzech pozycjach - od trójki do piątki. W związku z tym broniłem zarówno małych zawodników - obwodowych, jak i centrów. Ważne jest odpowiednie przygotowanie do meczu, skauting, wola walki i gry w kontakcie. Nigdy nie uciekałem od kontaktu, nie bałem się grać twardo. To owocuje tym, że jeśli jest potrzeba, to gram na skrzydle, a kiedy trener potrzebuje mnie pod koszem, gram właśnie na tej pozycji.
Nowy trener, Wojciech Kamiński również zaczął na Ciebie stawiać. W meczu z Dąbrową zagrałeś 30 minut i to był chyba Twój najlepszy występ w zakończonym przedwcześnie sezonie.
- Bardzo się cieszę, że mogłem pomóc drużynie, a także z tego, że trener zaufał mi w takim wymiarze. Wydaje się, że zrobiłem dobrą robotę, szczególnie w obronie, gdzie udało się powtrzymać kilka akcji Dąbrowy. To był bardzo ważny mecz dla obu drużyn, bo byliśmy bardzo blisko w tabeli, a wtedy nikt nie spodziewał się jeszcze, że wkrótce rozgrywki zostaną przerwane. Staraliśmy się wykonywać to, co trener przekazywał nam przez ten krótki okres czasu, jaki miał przed tym spotkaniem. Szczególnie w drugiej połowie pokazaliśmy, że potrafimy grać w koszykówkę. Bardzo się cieszę, że pomogłem drużynie i mogłem swoją postawą podziękować trenerowi za zaufanie, którym mnie obdarzył.
Masz na swoim koncie 188 występów w barwach Legii, więc w kolejnym sezonie jest duża szansa, że rozegrasz 200. spotkanie z eLką na piersi. Zakończenie kariery w Legii, nie mówię, że po kolejnym sezonie, to realne rozwiązanie?
- Legia wrosła w moje serce i mój koszykarski charakter. Mam jeszcze kontrakt z klubem na kolejny sezon, więc myślę, że rozegram wspomniane dwusetne spotkanie w Legii. Mam nadzieję, że będzie ich zresztą znacznie więcej. Co do przyszłości... ja bym bardzo chciał, ale zdaję sobie sprawę, że to dziś jest również biznes. Nie wszystko zależy ode mnie. Na razie skupiam się na tym, aby jak najlepiej przygotować się do kolejnego sezonu. Mam nadzieję, że będę przydatny dla Legii. Mam w planach jeszcze trochę pograć w koszykówkę, więc może mój dorobek w Legii uda się powiększyć znacznie bardziej.
Starasz się pomagać młodym zawodnikom. Myślisz o tym, aby w przyszłości zostać trenerem?
- Ciągnie mnie w tym kierunku. Coraz częściej myślę o tym, co będę robił, kiedy skończę grać. Jeszcze nie mam może sprecyzowanych planów, ale na pewno chciałbym dalej wiązać się z koszykówką. Może zostać asystentem i uczyć się warsztatu trenerskiego. To będzie dla mnie kolejne wyzwanie i szansa na koszykarski rozwój.
W trakcie sezonu na pewno w domu nie brakowało narzekania, że ciągle Ciebie nie ma. Teraz czasu na nadrabianie zaległości z dziećmi i żoną masz aż nadto.
- Żona już na samym początku tej izolacji zauważyła, jak bardzo brakuje mi koszykówki, szczególnie, że sytuacja wyniknęła bardzo niespodziewanie. Bardzo chcieliśmy dokończyć ten sezon, aby wygrać jeszcze kilka meczów. Teraz rzeczywiście jest dobry moment na spędzanie czasu z rodziną - spędzam go z żoną i dwiema córkami. Młodsza ma 11 miesięcy, więc można powiedzieć, że nadrabiam zaległości w domowych obowiązkach. To jest świetny czas, by poświęcić go w pełni swojej rodzinie.
A jak z aktywnością fizyczną?
- Mamy rozpisane treningi przez Adama Blechmana. Przebywam teraz w domu pod Warszawą, gdzie mam możliwość odbywania treningów, z bieganiem włącznie. Cały czas ćwiczę, tyle że bez piłki do kosza. Musimy radzić sobie w warunkach domowych, na szczęście mam do dyspozycji mnóstwo sprzętu, który zebrałem w przeciągu tylu lat treningów. Normalnie używałem go do treningów pomiędzy sezonami.
Rozmawiał Marcin Bodziachowski
Tabela EBL | ||||||
---|---|---|---|---|---|---|
Drużyna | Mecze | Punkty | ||||
1. | Trefl Sopot | 0 | 0 | |||
2. | Legia Warszawa | 0 | 0 | |||
3. | Anwil Włocławek | 0 | 0 | |||
4. | King Szczecin | 0 | 0 | |||
5. | Arged BM Stal Ostrów Wlkp. | 0 | 0 | |||
6. | Polski Cukier Start Lublin | 0 | 0 | |||
pełna tabela |