Autor: Marcin Bodziachowski fot. Marcin Bodziachowski
2019-09-05 12:00:10
Sebastian Kowalczyk drugi z kolei sezon będzie pełnił w Legii rolę kapitana drużyny. 26-letni rozgrywający naszego zespołu, w rozmowie z Legiakosz.com podsumowuje miniony, niezwykle udany dla Legii sezon, a także mówi o tym, że każdy z graczy będzie chciał w sezonie 2019/20 osiągnąć jeszcze więcej. "Wymagania rosną z wiekiem i nasze ambicje również są wyższe" - powiedział Kowalczyk. Zachęcamy do lektury.
Jak spędziłeś urlop i jak długo, po poprzednim sezonie, wytrzymałeś bez koszykówki?
Sebastian Kowalczyk (kapitan Legii): Początkowo odpoczywałem od koszykówki, chciałem zaleczyć wszystkie mikrourazy po batalii ćwierćfinałowej z poprzednich rozgrywek. Chciałem się wyleczyć do zera. I w ten sposób, odpoczywałem dwa tygodnie. Od początku czerwca wróciłem do pracy na siłowni i sali. Spędziłem lato w Trójmieście, trenowałem z bratem, bowiem mieliśmy możliwość korzystania z siłowni w klubie mojego brata, a ponadto mieliśmy okazję wejścia na salę, gdzie mogliśmy popracować nad grą 1x1, techniką indywidualną, czy rzutem. Od 1. czerwca w tygodniu robiłem treningi dwa razy dziennie, a w weekendy odpoczywałem.
Można powiedzieć, że trudno Ci odpocząć na dobre od koszykówki. Przerwa pomiędzy sezonami jest dość spora, ale jak sam mówisz, prawdziwego odpoczynku miałeś niewiele. To miłość do kosza sprawia, że tak szybko wracasz do sali?
- To też, ale to też jedyny taki okres, kiedy można bardziej skupić się nad swoimi mankamentami, polepszać swoje umiejętności. Myślę, że większość koszykarzy tak robi, aby uniknąć kontuzji w kolejnym sezonie, trzeba wcześniej dobrze przygotować się fizycznie. Taki odpoczynek w stylu "nic nie robienie" nie jest zbyt dobry, szczególnie jeśli jest zbyt długi. W tym czasie dobre jest uprawianie także innych sportów - piłka nożna, siatkówka, pływanie - to też dobrze wpływa na organizm i rozwija. Od samej koszykówki na pewno trzeba chwilę odpocząć, żeby zresetować głowę, ale dwa tygodnie w moim przypadku wystarczyło.
Okres przygotowawczy jest trudny - tu jest bardzo dużo pracy, szczególnie podczas obozu. Bardziej świadomi zawodnicy, wydaje się, że zdają sobie sprawę, że to co wykona się w tym właśnie okresie, zaprocentuje w sezonie.
- Wydaje mi się, że coraz więcej zawodników jest świadomych tego, że to pomoże do samych przygotowań drużynowych, które są na początku, a to najcięższy okres pod względem fizycznym. Jeżeli wcześniej nic się nie robiło, ciało jest bardziej podatne na urazy, które później mogą doprowadzić do poważniejszej kontuzji.
W zespole doszło do kilku zmian, ale jedno się nie zmieniło - kapitanem na kolejny sezon pozostanie Sebastian Kowalczyk. Opaska przyznana przez trenera dużo dla Ciebie znaczy?
- Cieszę się, że trener nie zmienił koncepcji, pozostawił mnie na tym stanowisku. Ta rola mi odpowiada. Mniej więcej przez ostatni rok nauczyłem się co mogę robić, co powinienem polepszyć, jak scementować zespół i trzymać go w ryzach, aby była dobra atmosfera w drużynie i nie było spięć. Ta rola jak najbardziej mi odpowiada i jestem dumny z tego, że mogę być po raz drugi z rzędu kapitanem Legii.
Po ostatnim meczu poprzedniego sezonu podziękowałeś trenerowi za to, że nie rzucał słów na wiatr, tylko zrobił dokładnie to, co mówił Tobie przed sezonem. Miałeś wcześniej taką sytuację, że któryś trener mówił jedno, a wychodziło zupełnie inaczej?
- To jest też biznes. Na początku miałem parę takich sytuacji, że trener widzi Cię w składzie, widzi dla Ciebie konkretną rolę, a później w trakcie sezonu to się zmienia. Kiedy jeden zawodnik nie sprawdza się, w jego miejsce przyjeżdża kolejny. To jest drużyna, ale też konkurencja, gdzie każdy walczy o swoją przyszłość i swoje minuty. Było parę razy tak, że koncepcje trenerów zmieniały się. Trener Spasev w ostatnim sezonie zaufał mi, za co starałem się mu odwdzięczać. Z tego byłem najbardziej zadowolony, że nie straciłem szansy, a trener - nawet jak początku rozgrywek nie miałem udanego pod kątem indywidualnych statystyk - dalej we mnie wierzył i powtarzał, że ten czas nadejdzie, abym się nie przejmował. Tak jak mówił, tak zrobił.
Co sprawiło, z perspektywy czasu, że ostatni sezon był tak udany dla Legii?
- Na pewno to, że mieliśmy fajny, młody zespół, w którym atmosfera robiła grę. Rozumieliśmy się bardzo dobrze już po obozie w Zakopanem, który nam dużo pomógł. Były tam ciężkie treningi, ale to właśnie tam nastąpiła "cementacja". Dobrze poznaliśmy się, nie było między nami żadnych kwasów, poznawaliśmy swoje charaktery. Atmosfera w szatni była bardzo dobra, a ponadto każdy z zawodników zaufał w taktyczny punkt widzenia trenera Spaseva. I to przyniosło efekty.
W rywalizacji ćwierćfinałowej z Arką wycisnęliście wszystko co było możliwe, czy myślisz, że była szansa wyeliminowania Arki, a przypomnijmy, że graliście bez Mo Soluade i Omara Prewitta.
- Teraz to już będzie tylko gdybanie. Doprowadziliśmy ze stanu 0:2 do piątego meczu i o awansie do drugiej rundy decydowało jedno spotkanie. Można mówić o dyspozycji dnia - jeśli mielibyśmy zwariowany dzień i trafialibyśmy wszystko z zamkniętymi oczami, to mogło być różnie. Można powiedzieć, że wycisnęliśmy bardzo dużo, prawie maksa, bo doprowadziliśmy z 0:2 na 2:2. Nie ma co ukrywać, to był nasz sukces. W piątym meczu popełniliśmy trochę błędów, nie zareagowaliśmy dobrze na agresywną grę Arki, której pozwalaliśmy na zbyt wiele i dlatego ostatecznie przegraliśmy tę rywalizację. Podsumowując, myślę, że wycisnęliśmy maksa z tej serii.
To był bardzo udany sezon dla Legii, ale teraz rywale mogą podchodzić do meczów z Wami zupełnie inaczej. A i oczekiwania kibiców zapewne będą nieco większe. Myślisz, że sprostacie tym oczekiwaniom?
- Jestem pewien, że zawodnicy, którzy tutaj zostali, sami w ten sposób do tego podejdą. Wymagania rosną z wiekiem i nasze ambicje również są wyższe. To normalne, że zarówno kibice, jak i zawodnicy, oczekujemy więcej po najbliższym sezonie. Musimy też twardo stąpać po ziemi, musimy się dobrze przygotować do sezonu i odpowiednio zgrać, bo jest trochę nowych twarzy. Trener ma swoje założenia taktyczne, które musimy realizować. To może zaprowadzić nas naprawdę daleko, ale jak będzie, to zobaczymy już w trakcie sezonu.
Ucieszyła Cię informacja, że koszykarska Legia zagra w europejskich pucharach?
- Pewnie, dla mnie to również będzie pierwsza okazja do występu w europejskich rozgrywkach. Było to dla mnie miłym zaskoczeniem. Możemy pokazać się w Europie nie tylko jako klub, ale każdy z nas indywidualnie jako zawodnik, po raz pierwszy wystąpi w takich rozgrywkach w Europie.
Losowanie śledziłeś na żywo z zapartym tchem, czy może wyniki losowania sprawdzałeś na spokojnie, już po czasie?
- Oczywiście, oglądałem na żywo oba losowania, bo naprawdę byłem ciekawy z kim przyjdzie nam zagrać. To niesamowita różnica. W ostatnim sezonie mogliśmy śledzić występy Arki w EuroCupie, czy Anwilu w Lidze Mistrzów, a teraz doświadczymy tego na własnej skórze. To dla nas coś nowego i fajnego, i nie ma co ukrywać, że jest ekscytacja tymi występami w europejskich pucharach.
Spotkania z Prisztiną i miejmy nadzieję, że również Niżnym Nowogrodem sprawią, że przygotowania do nowego sezonu są nieco inne. Inna będzie również dla Was intensywność gier co najmniej do końca listopada. Wytrzymacie takie tempo, bez nadmiernych strat punktowych w lidze?
- Mam nadzieję, że tak. Nie po to pojechaliśmy drugi raz z rzędu na obóz w góry, biegaliśmy sporo kilometrów, żeby to nie zaprocentowało. Po to mamy takie właśnie przygotowania, abyśmy byli gotowi na granie dwóch meczów w tygodniu. Zobaczymy jak każdy z nas odczuje to na swojej skórze, bo przecież każdy organizm inaczej się do tego dostosowuje. Do tego dochodzą przeloty, dojazdy, co będzie dla nas czymś nowym. Jesteśmy na tyle młodym zespołem, że wierzę, że nie będziemy mieli problemów z regeneracją pomiędzy meczami i każdy wytrzyma to tempo.
W ekstraklasie również zaczynacie z wysokiego C, bo już na początek czeka Was wyjazd do Torunia, następnie mecz na Kole z Anwilem, a potem w czwartej kolejce wyjazd do Zielonej Góry.
- Do tego dochodzą rozgrywane wcześniej eliminacje Ligi Mistrzów. Bez wątpienia ten początek rozgrywek jest mocny. Chcemy przygotować się tak, aby forma przyszła już na sam początek sezonu, aby pokazać się z dobrej strony. Nie ma co ukrywać, terminarz nie jest dla nas łatwy, ale takie jest życie, musimy się na to przygotować oraz pokazać z jak najlepszej strony.
Z kim konsultowałeś ofertę Legii przed poprzednim sezonem i jak długo zastanawiałeś się nad jej przyjęciem?
- Trener Spasev jak tylko przychodził do Legii w sezonie 2017/18 już wyrażał zainteresowanie moją osobą. Kiedy graliśmy mecz w Warszawie, a ja byłem jeszcze graczem Kinga Szczecin, pojawiły się wstępne zapytania. Oczywiście trzeba było spokojnie poczekać do końca sezonu, bo różne rzeczy się dzieją po zakończeniu rozgrywek, ale po sezonie ponownie był szybki kontakt ze strony Legii. I to Legia była wówczas najbardziej konkretna - były szybkie telefony od Marcina Widomskiego oraz Tanego Spaseva. Wiedziałem czego się spodziewać, bo trenera Spaseva znałem już dłużej, pana Marcina Widomskiego również poznałem wcześniej. Nie był to dla mnie trudny wybór, a i namyślanie nie trwało zbyt długo. Chciałem wrócić do Warszawy, gdzie wcześniej uczęszczałem do liceum, a w ekstraklasie debiutowałem w tej hali, w której właśnie rozmawiamy, na Kole.
Z perspektywy czasu chyba obie strony mogą być bardzo szczęśliwe, że od początku zdecydowały się na dwuletnią umowę. Dla Ciebie to stabilizacja, podobnie zresztą dla klubu.
- Wcześniej myślałem już o tym, że zmienianie co roku klubów i miejsca zamieszkania nie jest fajne dla zawodnika. Przynajmniej dla mnie, bo zapewne niektórym odpowiada takie "zwiedzanie". Dla mnie to było ważne - to fajna inicjatywa ze strony klubu, która pokazuje, że jest plan inwestycji w danego zawodnika. Nie ukrywam, że fajnie by było zostać w Legii na dłużej.
A fakt, że sezon 2017/18 - debiutancki dla Legii w PLK był słaby, nie nastręczał wątpliwości przed podjęciem takiej decyzji?
- No właśnie nie. Nie ukrywam, że wokół nie brakowało głosów właśnie takich: Idziesz do klubu z dołu tabeli? Chwila, chwila - odpowiadałem - przecież wszystko zaczynamy od zera. Wiedziałem, że Tane Spasev buduje zespół od zera, więc nie można było sugerować się wynikiem z poprzednich rozgrywek. Czasem jest w drugą stronę - kiedy klub po udanym sezonie ma jeszcze wyższe aspiracje, a później nie dostaje się do play-off. Miałem wtedy motto - nie może być gorzej, lubię wyzwania i trzeba spróbować czegoś nowego. I to się opłacało. Z drużyny, która rzekomo miała zamykać tabelę, dostaliśmy się do play-off i byliśmy blisko, aby wywalczyć awans do półfinału.
Nawiązując do jednej z Twoich wypowiedzi - czy znajomi z rodzinnego miasta wybaczyli już przenosiny do Legii, czy też niektóre znajomości musiały zakończyć się przedwcześnie?
- Pochodzę z województwa łódzkiego, z Sieradza. Tam od zawsze króluje Widzew, a w takich mniejszych miejscowościach jest to bardzo widoczne. W wieku 10-15 lat wszyscy koledzy jeździli na mecze Widzewa i byli od dzieciństwa fanatykami tego klubu. Raz już miałem tego typu "problem", kiedy w wieku 16 lat przeniosłem się z mojego rodzinnego miasta do ŁKS-u Łódź. Już wtedy były pierwsze zgrzyty. Teraz, z doświadczeniem z tamtego okresu, przechodząc do Legii wiedziałem, że z pewnością niektórym kolegom to się nie spodoba. Myślę jednak, że wielu z nich, chociaż nie kibicuje Legii jako klubowi, to są za mną i dobrze mi życzą. Dostałem wiadomości, że pomimo gry w Legii, dalej śledzą moje występy i dopingują mnie, bez względu na to, w jakim zespole występuję. Nie mam może z nimi jakiegoś super kontaktu przez to, że jestem w Legii, ale też nie jest też tak, że teraz ktoś w Sieradzu będzie chciał mi wbić nóż w plecy. Relacje z kolegami z rodzinnego miasta są OK.
Najwięcej czasu jak dotąd, biorąc pod uwagę występy w ekstraklasie, spędziłeś w Gdyni. Jak doszło do tego, że z Politechniki Warszawskiej przeniosłeś się do Startu, a następnie Asseco Gdynia.
- Debiut był dość szczęśliwy, bowiem reprezentowałem Politechnikę Warszawską II - to były rezerwy ekstraklasowego zespołu, grające w drugiej lidze. Wtedy pojawiły się problemy finansowe i dwóch-trzech zawodników opuściło pierwszy zespół w trakcie sezonu, i klub potrzebował młodych zawodników z rezerw. Można więc powiedzieć, że było w tym trochę przypadku, ale w styczniu udało mi się zadebiutować, w hali Koło w spotkaniu z WKS Śląsk Wrocław. Rozegrałem 8-10 meczów w pierwszym sezonie i potem miałem przenieść się do pierwszej ligi. Byłem wtedy w reprezentacji Polski U-20, z którą jechałem na Mistrzostwa Europy U-20. W ostatniej chwili dostałem informację od agenta, że beniaminek PLK, Start Gdynia będzie grał w ekstraklasie, w większości polskimi zawodnikami i z trenerem Davidem Dedkiem, a trener Dedek widziałby mnie w składzie swojego zespołu. Długo się nie zastanawiałem, bowiem wiedziałem, że to duża szansa, by zagrać w ekstraklasie, a różnica pomiędzy najwyższą klasą rozgrywkową i I ligą jest dość spora. Z perspektywy czasu można powiedzieć, że miałem dużo szczęścia, wybierając możliwość gry w ekstraklasie. Miałem niezły sezon w Starcie Gdynia, po którym trener Dedek przeszedł ze Startu do Asseco i powiedział, że byłby chętny do dalszej współpracy ze mną. Wówczas podpisałem 3-letnią umowę z Asseco.
W międzyczasie grywałeś także w drugiej lidze w GTK Gdynia i pamiętam takie spotkanie, w którym podejmowaliście Legię pod koniec sezonu zasadniczego 2013/14 - wygraliście tamten mecz (88:82), a sam zdobyłeś 31 punktów. Pamiętasz to spotkanie?
- Pamiętam. Trenerem Legii był wtedy Piotr Bakun, którego kojarzyłem, bo pracował wcześniej w SMS-ie Warszawa, kiedy sam uczęszczałem do tego samego liceum. Ponadto znałem tego trenera z kadr młodzieżowych. Pamiętam tamto spotkanie dość dobrze, bo wtedy nie grałem zbyt wielu meczów w drugiej lidze - mieliśmy wtedy sporo spotkań ekstraklasy, do tego treningi z ekstraklasą plus czasem właśnie mecze GTK jako trening. Legia przed tym meczem była liderem...
To była jedna z niewielu porażek w sezonie zasadniczym, ale nie przeszkodziła ostatecznie Legii w wywalczeniu awansu do I ligi.
- Pamiętam też, że w tym meczu siedziało mi zza łuku [6/13 za 3 - przyp.M.B.].
Granie w tamtym czasie w GTK w drugiej lidze, czy rezerwach Asseco, traktowałeś jako zło konieczne - zsyłkę do niższej ligi, czy też jako formę treningu?
- Trener Dedek zawsze mówił, że to ma być forma treningu, jednostka, która ma służyć także nabraniu pewności siebie. Tutaj dostawaliśmy znacznie więcej minut niż w ekstraklasie, mogliśmy popracować nad konkretnymi rzeczami, dopracować zagrania w ofensywie i nabrać pewności siebie - to nam dużo dawało.
Mimo 26 lat, masz już na swoim koncie dość pokaźną liczbę meczów w ekstraklasie. Zapewne przez ten czas zdążyłeś odpowiednio poznać swój organizm - czego potrzebuje w dni meczowe, jakiego odżywiania, odpoczynku, czy witamin. Można powiedzieć, że w Twoim przypadku mamy do czynienia z pełną świadomością?
- Trochę to się z wiekiem zmienia, bo za czasów Asseco, kiedy miałem 19 lat, po jednym dniu wolnego, byłem "świeżynką". Teraz widzę, że to się zmienia, zgodnie z tym co zawsze powtarzali starsi zawodnicy - im człowiek starszy, tym regeneracja następuje wolniej. Człowiek uczy się całe życie. Mamy w Legii fajny sztab trenerski, gdzie wiedza Adama, Kuby i reszty trenerów nt. odżywiania i regeneracji przydaje się i każdy wie co ma robić. Świadomość jest większa i nawet jeśli organizm jest starszy, to człowiek wie co zrobić, by unikać kontuzji i szybciej regenerować się.
Jeśli chodzi o odżywianie - jesteś masterchefem, czy raczej stołujesz się w restauracjach?
- Masterchefem jest moja narzeczona. W ostatnim sezonie spróbowałem też cateringu dla sportowców jednej z firm. Zaczął od tego Kuba Karolak, polecał, więc też spróbowałem. I tak od stycznia do końca sezonu korzystałem z tego cateringu.
Sam próbujesz trochę gotować?
- Ugotuję, coś zrobię, ale zdecydowanie masterchefem nie jestem. Jeżeli czegoś potrzebuję, to raczej ugotuje to moja narzeczona.
Przyjechałeś do Warszawy do liceum, później natomiast przez kilka lat nie przebywałeś na co dzień w stolicy. Zauważasz zmiany, które zaszły w naszym mieście w tym czasie?
- Na pewno jest coraz więcej nowych apartamentów i wieżowców, co widać na pierwszy rzut oka. Niedawno jak przejeżdżałem wokół swoich starych terenów i szkoły, to w miejscach gdzie była do tej pory zieleń i brak jakiejkolwiek zabudowy, teraz powstają nowe budynki i jest tego coraz więcej.
Co będzie mocną stroną Legii w nadchodzącym sezonie? Jaki jest potencjał drużyny, którą tworzycie?
- Tak jak wspomniał trener na początku naszych przygotowań, będziemy jeszcze szybszą drużyną i jeszcze bardziej motorycznym zespołem. Widać u nas potencjał, to bardzo atletyczny zespół. Mamy dużo przewag na pozycjach 2-3-4 i myślę, że szybkość i agresywne granie, będzie działało u nas na plus. I będzie jeszcze lepiej niż przed rokiem.
Masz na swoim koncie występy w młodzieżowej reprezentacji Polski oraz kadrze B. Twoim indywidualnym celem jest awans do pierwszej reprezentacji Polski?
- Na pewno to moje sportowe marzenie, a także cel do którego dążę. W młodzieżowej koszykówce zawsze chciało się założyć koszulkę z orzełkiem, a seniorska na pewno dodaje jeszcze więcej mocy, żeby to marzenie spełnić. Na pewno z tyłu głowy jest to moim celem i marzeniem zarazem.
Okres wakacyjny spędziłeś w Trójmieście. Zdążyłeś się już trochę stęsknić za "Snem o Warszawie"?
- Na pewno, tym bardziej pod koniec rozgrzewki. Ostatnio byliśmy z zespołem na meczu piłkarzy Legii i fajnie było przypomnieć sobie, jak kibice śpiewają "Sen o Warszawie". Chciałbym mieć już te przygotowania do rozgrywek za sobą i zacząć granie o punkty, przede wszystkim przed naszą publicznością.
Rozmawiamy tuż przed rewanżem z Rangersami - jest szansa, że ta jesień będzie dla kibiców Legii pod względem europejskich pucharów dość intensywna - bo sami zagracie co najmniej 8 meczów w europucharach, a i piłkarze Legii mogą wywalczyć awans do fazy grupowej Ligi Europy.
- Bardzo liczę na to, że piłkarze wywalczą awans, bo sami mielibyśmy więcej okazji, by wybrać się na stadion i obejrzeć mecze piłkarskiej Legii. W poprzednim sezonie wiele razy było tak, że mecze piłkarskiej i koszykarskiej ekstraklasy pokrywały się, albo mijaliśmy się, wyjeżdżając na swoje mecze dzień wcześniej. Chcielibyśmy jak najczęściej móc przeżywać wspólnie mecze piłkarzy.
Rozmawiał Marcin Bodziachowski
Tabela EBL | ||||||
---|---|---|---|---|---|---|
Drużyna | Mecze | Punkty | ||||
1. | Trefl Sopot | 0 | 0 | |||
2. | Legia Warszawa | 0 | 0 | |||
3. | Anwil Włocławek | 0 | 0 | |||
4. | King Szczecin | 0 | 0 | |||
5. | Arged BM Stal Ostrów Wlkp. | 0 | 0 | |||
6. | Polski Cukier Start Lublin | 0 | 0 | |||
pełna tabela |