Autor: Marcin Bodziachowski fot. Marcin Bodziachowski, Nikola Krawczyk
2021-05-25 10:55:18
O przenosinach w młodym wieku z Warszawy do Sopotu, a przed rokiem powrotu do rodzinnego miasta, szansie jaką dostał od trenera Kamińskiego w sezonie 2020/21 na parkietach Energa Basket Ligi oraz pracy nad swoimi mankamentami w koszykarskim rzemiośle - rozmawiamy z Benjaminem Didier-Urbaniakiem. Popularnym "Benkiem". Zapraszamy do lektury.
Spodziewałeś się, że na ostatnim etapie rozgrywek, czyli spotkaniach półfinałowych oraz meczach o brąz, w ogóle podniesiesz się z ławki?
Benjamin Didier-Urbaniak: Miałem taką nadzieję, ale się nie spodziewałem.
Wydaje się, że jesteś jednym z największych wygranych tego sezonu. Osobą, na którą raczej nie stawiano, a która pokazała się z bardzo dobrej strony.
- Rozmawiałem z paroma osobami, które mówiły, że byłem dokooptowany do pierwszego zespołu jako trzynasty zawodnik. W tych ostatnich meczach sezonu, udało mi się załapać do dziesiątki, do rotacji. Dałem z siebie wszystko. Mam nadzieję, że moje występy można uznać za udane, ale oczywiście zdaję sobie sprawę, że zawsze mogłoby być lepiej.
Końcówka sezonu w wykonaniu całej drużyny była niesamowita. Zabrakło tylko siedem dziesiątych sekundy, aby zwieńczyć te udane rozgrywki medalem mistrzostw Polski. Jak odbierasz miniony sezon?
- Był to na pewno sezon, który był swego rodzaju odświeżeniem. Po czterech latach spędzonych w Sopocie, nie spodziewałem się, że mogę zmienić miejsce w tak krótkim czasie, a wszystko faktycznie potoczyło się szybko. Ten sezon uważam za dobry dla siebie pod względem mentalnym. Wydaje mi się, że zrozumiałem co źle robiłem i nad czym muszę pracować. Koszykarsko też był to rok jak najbardziej na plus.
Zdolny lecz leniwy - skąd biorą się takie opinie wygłaszane pod Twoim adresem. Zgadzasz się z nimi? Może denerwują, a może wręcz mobilizują do cięższej pracy?
- Słyszałem je. Ciężko mi się do tego odnieść, bo wydawało mi się, że daję z siebie 100 procent na każdym treningu. Na pewno to jest "niemierzalne", bo 100 procent dla jednego gracza, jest czym innym niż 100 procent dla kogoś innego. Wydaje mi się, że poprawiłem jakość moich treningów, szczególnie w drugiej połowie sezonu. I ta moja praca przyniosła efekty.
Może wyjaśnij jak powinno się czytać Twoje swoje imię, skąd podwójne nazwisko, i czy masz jakieś powiązania z Francją?
- Moje imię spolszczone, czytamy tak jak piszemy - Benjamin. Całą moją edukację, zarówno w szkole, jak i na boisku, wszyscy mówią do mnie "Benek". Mam podwójne nazwisko - "Didier" to nazwisko mojej mamy, która jest Kanadyjką, która przyleciała ponad 20 lat temu do Polski. Rodzice postanowili dać mi podwójne nazwisko.
Co lub kto przekonał Ciebie do przenosin do Legii przed sezonem 2020/21?
- To była trudna decyzja dla mnie, aby tak diametralnie zmienić otoczenie. Na pewno duży wpływ na to miał trener Krzysztof Szablowski. Wiedziałem, że bardzo mnie chciał w Legii. Nakreślił plan, jaki ma na mnie Legia i to mi się bardzo spodobało. Wcześniej w Sopocie nie było wizji na moją przyszłość. Dosyć szybko doszedłem z warszawskim klubem do porozumienia.
W Sopocie spędziłeś trzy-cztery lata - w tym czasie grałeś w drużynach młodzieżowych, w drugiej lidze, ale i zaliczyłeś debiut w ekstraklasie. Jak wspominasz tamten okres?
- Przyznam, że nawet nie pamiętam tego pierwszego meczu, w którym wszedłem na parkiet w ekstraklasie po raz pierwszy.
To był mecz ze Startem Lublin.
- A, faktycznie. Bardzo dobrze wspominam to wejście do pierwszego zespołu Trefla. Przejście z koszykówki młodzieżowej do ekstraklasy to jest duże wydarzenie, bo bardzo się różni ta koszykówka. Trzeba było zmężnieć - i mentalnie, i fizycznie. Na pewno dużo to dało w moim rozwoju koszykarskim.
Nie miałeś obaw przed wyjazdem do Trójmiasta, opuszczając rodzinne strony w dość młodym wieku?
- Miałem wtedy bodajże 15 lat. Wydaje mi się, że cięższą decyzję mieli moi rodzice, aby puścić mnie do Sopotu w tak młodym wieku. Sam nie zdawałem sobie jeszcze sprawy z tego, że będę tam sam. Dopiero będąc już w Sopocie, zorientowałem się, że będę mieszkał bez rodziców, tylko z kolegami w bursie. Na początku było mi z tym ciężko, ale po paru tygodniach przyzwyczaiłem się, zaaklimatyzowałem się, i już nie chciałem wracać do Warszawy.
Jakie to jest uczucie, dla młodego chłopaka, taki nawet symboliczny, bo 38 sekundowy, debiut w ekstraklasie?
- Na pewno duża euforia. Jestem pewien, że towarzyszył mi wtedy stres. Bo komu w takiej sytuacji by nie towarzyszył, szczególnie w młodym wieku? Ale to też radość, że to co robisz, wychodzi ci i jesteś nagrodzony przez trenera za swoją pracę.
W Legii od początku sezonu łapałeś pojedyncze minuty w pierwszym zespole, ale na parkiecie pojawiałeś się dobrych kilka razy. Do końca listopada. Co się stało, że później na pewien czas wypadłeś z rotacji?
- Przed sezonem dostałem informację, że mam być w kadrze pierwszego zespołu tylko w spotkaniach domowych, a na wyjazdy miałem nie jeździć. Przez pierwsze dwa miesiące mieliśmy wiele meczów domowych w EBL, zaś później zaczęła się seria wyjazdów i wtedy zostawałem w Warszawie.
Do gry w "jedynce" wróciłeś w wyjazdowym meczu z Treflem. Tam jednak Twoje zawahanie w ataku w jednej z akcji, trener Kamiński skarcił dość szybko. Później mówił, że w tym meczu nie byłeś chyba gotowy do wejścia na parkiet.
- To prawda, w tamtym meczu nie byłem przygotowany do wejścia na parkiet. Cieszę się, że trener dał mi szansę. To jest doświadczenie, jakie się zbiera. Popełniłem błąd w meczu z Treflem, nie kończąc ataku spod kosza i już w następnym spotkaniu tego błędu nie popełnię, bo wiem, jakie będą tego konsekwencje. Chyba nikt nie lubi, kiedy trener jest zły na ciebie. Dobre doświadczenie dla mnie.
I chyba jednocześnie nauczyłeś się, że zawsze musisz być gotowy do wejścia na parkiet.
- Dokładnie tak. Można powiedzieć, że to była taka pobudka ze strony trenera, która podziałała.
Kiedy dostałeś szansę w rywalizacji z Kingiem w play-off, byłeś już zdecydowanie pewniejszy siebie. W obronie grałeś na maksa, bez żadnego respektu dla bardziej doświadczonych rywali.
- Słyszałem, że trenerzy Kinga pytali się: kto to jest, i co on robi na parkiecie. Oddałem w tamtym meczu jeden rzut, który niestety był niecelny. Na pewno mogło być lepiej, bo pamiętam, że w tym meczu popełniłem dwa błędy, które później sztab trenerski pokazał mi na video. Ten występ sprawił, że w następnych meczach czułem się jeszcze pewniej w obronie. Wiedziałem, jak powinienem się zachowywać. Nie da się ukryć, że jest ogromna różnica pomiędzy treningiem i spotkaniem o stawkę, w dodatku transmitowanym na żywo w telewizji.
Zanim do tego doszło, zaliczyłeś 31 punktów w ciągu 25 minut w meczu z juniorami Kinga - było, nie było, w meczu ekstraklasy. Wielu zawodników przez całą karierę może nie zaliczyć tak dobrego statystycznie spotkania. Jak wspominasz ten występ?
- Każdy z młodych zawodników dostał swoją szansę w tym meczu. Nawet jeśli był to mecz z juniorami, parę lat ode mnie młodszymi, to trzeba się pokazać z jak najlepszej strony. Biegałem w tym meczu od kosza do kosza, i przyznam, że pod koniec spotkania ledwo widziałem na oczy ze zmęczenia. A z ławki cały czas słyszałem okrzyki: "dawaj, dawaj, jeszcze!". W mojej opinii to była dobrze wykorzystana szansa.
Regularnie trenowałeś z pierwszym zespołem, ale kiedy tylko było to możliwe, grałeś w II-ligowych rezerwach. Łatwo przestawić się tak pomiędzy drużynami, gdzie zagrywki są nieco inne, a i Twoja rola jest nieporównywalnie inna.
- Już przed sezonem było nakreślone, że nasza trójka młodszych graczy [z Kubą Sadowskim i Przemkiem Kuźkowem - przyp. M.B.] ma trenować z pierwszym zespołem, a na mecze "schodzić" do drugiego zespołu, gdzie mamy być liderami drużyny i tam dominować. Dla naszej trójki nie było to trudne zadanie. Wydaje mi się, że trudniejsze to było dla pozostałych zawodników drugiego zespołu, bo nie wiedzieli, jak zachować się w niektórych sytuacjach, jak z nami grać. Sam kiedyś byłem w takiej sytuacji jak oni.
Statuetki MVP meczów drugoligowych rezerw, czy wybór do najlepszej piątki sezonu zasadniczego na pewno cieszą. Ale z drugiej strony chyba czujesz, że trzeba iść w górę, i powoli myśleć o wyróżnieniach w ekstraklasie.
- To takie dodatkowe trofea, które można postawić na szafce. To miłe, że twoja praca zostaje doceniona. Jeszcze parę lat temu, miałoby to dla mnie większą wartość. Teraz mam już wyższe cele.
Sam sezon drugoligowy można określić jako bardzo udany - chyba również mało kto spodziewał się, że zajdziecie tak wysoko?
- W poprzednim sezonie drugi zespół wygrał, jeśli mnie pamięć nie myli, tylko trzy spotkania. Teraz taki wynik osiągnęliśmy w trzech pierwszych kolejkach. Mieliśmy passę siedmiu wygranych z kolei. Zaczęliśmy te drugoligowe rozgrywki bardzo dobrze, później już bywało różnie. Może trochę rozluźniliśmy się po tak dobrym początku sezonu? Później wygraliśmy jeszcze kilka trudnych meczów i ostatecznie ten sezon w II lidze, można uznać za jak najbardziej udany.
Masz 20 lat. Treningi dwa razy dziennie, do tego na pewno dochodzi regeneracja. Masz czas na coś jeszcze, na przykład na naukę?
- W trakcie sezonu było ciężko. Trzeba być twardym psychicznie w niektórych momentach. Czasami jeszcze w pierwszej części sezonu, trener Szablowski dawał nam wolne, abyśmy nie przychodzili na trening "dwójki". Chciał, żebyśmy mogli trochę odpocząć, aby nie było przesytu koszykówką. W sezonie rzadko jest czas na inne rzeczy poza koszykówką, na takie rzeczy jest czas po sezonie.
Ale jest po sezonie, a Ty codziennie trenujesz na Bemowie pod okiem Marka Zapałowskiego.
- Były dwa tygodnie wolnego. Przez ten czas zdążyłem się już wynudzić i wróciłem na halę.
Jesteś bardzo uniwersalnym zawodnikiem - świetnie rzucasz z dystansu, ale potrafisz również dynamicznie wjechać pod kosz, kończyć akcje z góry. Który z koszykarskich elementów musisz poprawić?
- Na pewno chciałbym popracować nad swoją obroną i kozłem. To dwie rzeczy, które muszę w głównym stopniu poprawić w swojej grze.
Za Tobą świetny sezon, w którym przedstawiłeś się szerszej publiczności. Jaki stawiasz sobie cel przed nadchodzącym sezonem?
- Chciałbym na dobre zawitać do ekstraklasy, aby moja gra tam nie była już tylko na zasadzie epizodów. Chcę cały czas zdobywać zaufanie trenera i dostawać coraz więcej minut na parkiecie. Chcę spełniać się w roli, w jakiej postawi mnie sztab szkoleniowy.
Przed Legią gra nie tylko w lidze, ale i w europejskich pucharach.
- To świetnie, bo dzięki temu będzie dużo grania, a jednocześnie będzie można zebrać sporo doświadczenia. W rywalizacji w europejskich pucharach widzę same plusy.
Pojawiasz się w kadrze do lat 20, ale rola młodzieżowca niebawem się skończy. Powyżej U-20 jest już tylko pierwsza reprezentacja.
- Młodzieżową koszykówkę skończyłem w zeszłym roku, bo w minionym sezonie mistrzostwa Polski odbywały się już w kategorii do lat 19. Powołanie do kadry U-20, można uznać za powrót do młodzieżowych rozgrywek. Jeśli zaś chodzi o reprezentacje młodzieżowe, to chyba największe emocje wywoływała gra w kadrach od U-16 do U-18. Zawsze cieszy powołanie do reprezentacji Polski, do U-20 również. Można jechać i sprawdzić się, ale w tym wieku zawodnicy na pewno mają już wyższe cele. Ja również.
W pierwszym zespole na pewno trzymacie się razem z Przemkiem Kuźkowem i Kubą Sadowskim, jako grupa młodszych graczy. A jak wyglądają relacje z resztą zawodników, obcokrajowcami?
- Bardzo podoba mi się, że w Legii każdy może powiedzieć, to co chce. Oczywiście w pewnych ramach, bo jak ktoś przesadzi, to dostanie upomnienie (śmiech). Nie ma podziałów w szatni. My młodzi, naprawdę świetnie dogadujemy się i z obcokrajowcami, czy ze starszymi, bardziej doświadczonymi chłopakami.
Rozmawiał Marcin Bodziachowski
Tabela EBL | ||||||
---|---|---|---|---|---|---|
Drużyna | Mecze | Punkty | ||||
1. | Trefl Sopot | 0 | 0 | |||
2. | Legia Warszawa | 0 | 0 | |||
3. | Anwil Włocławek | 0 | 0 | |||
4. | King Szczecin | 0 | 0 | |||
5. | Arged BM Stal Ostrów Wlkp. | 0 | 0 | |||
6. | Polski Cukier Start Lublin | 0 | 0 | |||
pełna tabela |