Autor: Marcin Bodziachowski fot. Andrzej Romański, plk.pl
2023-03-08 14:20:04
Za nami pierwszy sezon w wykonaniu Legii Lotto 3x3, w którym legioniści byli o włos od medalu mistrzostw Polski oraz zdobyli złote medale za wygraną w pierwszej edycji Lotto 3x3 Ligi. Czołowym graczem naszego zespołu, a jednocześnie jego menedżerem jest Arkadiusz Kobus, który reprezentował barwy koszykarskiej Legii w koszykówce 5-osobowej przed kilku laty.
Na dużym parkiecie, "Kobi" wywalczył z Legią awans do I ligi w sezonie 2013/14, a na zapleczu ekstraklasy spędził rok, rozgrywając łącznie w naszych barwach 51 meczów ligowych. 36-letni Kobus ma na swoim koncie niemałe sukcesy w koszykówce 3-osobowej. W roku 2017 zajął z reprezentacją Polski 10. miejsce na Mistrzostwach Świata. Rok później został mistrzem Polski w halowych mistrzostwach kraju 3x3, w roku 2019 zdobył brązowy medal mistrzostw Polski 3x3. W latach 2020-22 był trenerem głównym reprezentacji Polski do lat 17, a w latach 2019-22 pełnił również rolę asystenta trenera głównego seniorskiej kadry Polski 3x3. Zapraszamy na rozmowę z osobą, która odpowiada za sportowy aspekt powstałej sekcji Legia LOTTO 3x3 Warszawa.
Wygrana w Lotto 3x3 Lidze, szczególnie w takich okolicznościach, musi smakować wyśmienicie.
Arkadiusz Kobus: Myślę, że nawet, gdyby wygrana miała miejsce w innych okolicznościach, to i tak smakowałaby cudownie (śmiech). Wymyśliliśmy ten projekt z prezesem Jankowskim i nie oszukujmy się - naszym głównym celem było wygranie tej ligi. W momencie, kiedy doszły nazwiska, które są znaczące w koszykówce 3x3, wzrósł poziom i zwycięstwo smakuje jeszcze lepiej.
W meczu finałowym to rywale mieli szansę by zdobyć zwycięskie punkty. Zaczęło się od tego, że wyrwaliście im piłkę, po czym trafiłeś drugi z rzędu rzut z dystansu.
- Na pewno fajnie zaczęliśmy to spotkanie i prowadziliśmy w nim. Później urazy, które pojawiły się w naszym zespole w trakcie meczu, jak i fakt, że zespół z Gliwic miał trochę więcej sił od nas, sprawiło, że to oni przejęli inicjatywę. Końcówka była gorąca. W niej zaowocowało doświadczenie z gry w 3x3 - zarówno Marcina, jak i moje. Udało się nam wyrwać piłkę i wiedzieliśmy, że takie dwa rzuty mogą zdecydować o zwycięstwie. Gliwiczanom zabrakło tego doświadczenia i to wykorzystaliśmy.
W końcówce finałowego meczu straciliście Maćka Adamkiewicza, który doznał kontuzji. Gdybyście, tak jak niektóre drużyny, przystąpili do gry w 3-osobowym składzie, byłoby "po zawodach".
- Większość drużyn, która występowała w 3-osobowych składach, można powiedzieć, że podchodziła lekceważąco do tego turnieju, albo też nie doczytali regulaminu. Byłoby dużo ciężej wygrać to w trzech, choć nie niemożliwe. Bycie w czterech daje możliwość większej intensywności, dlatego szczęście w nieszczęściu, że Maćka straciliśmy na 1-2 minuty przed końcem, a nie w pierwszym meczu. Grając cały turniej we trzech, byłoby właściwie niemożliwe, by go wygrać.
fot. Andrzej Romański, plk.pl
Niedługo po urazie Adamkiewicza, na parkiet padł Marcin Zarzeczny i tym razem, w przypadku urazu moglibyście kończyć finałowe spotkanie we dwóch.
- Tydzień temu mieliśmy turniej na Torwarze i była sytuacja, że jedna drużyna w półfinale musiała sobie radzić we dwóch. Grając dwóch na trzech. Wyglądało to komicznie i mówiąc szczerze, nie wyobrażałbym sobie, jakby to miało wyglądać. Oczywiście trochę stresu było, kiedy Marcin się wywrócił, ale jest on na tyle twardym zawodnikiem, że szybko sobie z tym poradził - wstał i zagrał dalej. Do końca meczu nie było już zbyt wiele czasu, a do tego rzucił się po ostatnią piłkę, więc to najlepiej pokazuje, że potrafił ten ból przezwyciężyć.
Nie byliście faworytem. W studio Polsatu mówiono cały czas, o Arce jako murowanym faworycie do triumfu, a co najmniej finału. O Was mało kto wspominał.
- Tak było dlatego, że ludzie patrzą przez pryzmat koszykówki 5x5. Wielu było zawodników, którzy grają większe minuty, wychodzą w pierwszych piątkach drużyn EBL. Dodatkowo do kilku ekip dołączyli olimpijczycy oraz obecni reprezentanci kraju. Nam dużo dało to, że mieliśmy doświadczenie z gry w koszykówce 3-osobowej. To, że wygraliśmy pierwszy turniej, dało nam lepszą drogę do finału. Dzięki temu dwa pierwsze mecze mieliśmy teoretycznie łatwiejsze. GTK na pewno miał dużo trudniejszą drogę do finału. Trzeba jednak pamiętać, że sami sobie to zapewniliśmy, wygrywając pierwszy turniej w Lublinie. I później to wykorzystaliśmy.
Większość ekip dokonała roszad w składzie przed turniejem finałowym. Wy zostaliście w składzie, który zna się doskonale i świetnie rozumie. To była Wasza przewaga?
- Graliśmy takim zespołem już w wakacje dość dużo i to był swego rodzaju handicap dla nas. Zwycięskiego składu się nie zmienia - tak się mówi, i w naszym przypadku to zadziałało. Trzeba było zaufać osobom, które są wyspecjalizowane w 3x3, my to zrobiliśmy i przyniosło to efekt.
fot. Andrzej Romański, plk.pl
Nie było jakichś rozmów, zastanawiania się nad ewentualną zmianą składu na finały?
- Były, oczywiście, że były... Prezes mówił, że wszyscy się wzmacniają, ale uznałem, że to jest to najsilniejszy skład, który możemy w tym momencie wystawić, i który ma szansę wygrać. Zostawiliśmy więc dotychczasowy, zgrany skład, co okazało się dobrą decyzją.
W 3x3 nie macie trenera, ale takim menedżerem, w stylu angielskiej piłki, jesteś Ty. Odpowiadasz za dobór graczy, planowanie Waszych występów. Również za taktykę na dane turnieje i mecze?
- Tak, ale w 3x3 liczy się cała drużyna. Nie jest tak, że wszystko co gramy, wychodzi ode mnie. Jakiś ogólny zarys gry jak najbardziej, podobnie jak dobór samych graczy. Gdyby każdy chciał dobrać do drużyny swojego zawodnika, to byśmy się zbyt długo kłócili. Ostatnie zdanie należy jednak do mnie. Jeśli zaś chodzi o taktykę, bardzo często słuchamy się nawzajem. W trakcie meczów bardzo dużo rozmawiamy. Najwięcej widzi osoba, która w danym momencie siedzi na ławce zmian - to ona ma zazwyczaj najwięcej do powiedzenia, bo patrzy na wszystko z boku. Jeśli chodzi więc o taktykę i aspekty meczowe, staramy się sobie zaufać. Dobór zawodników faktycznie pozostaje na mojej głowie. Niektóre decyzje są łatwiejsze, inne trudniejsze, ale ostateczny wynik ratuje moje decyzje.
Wystawianie samego siebie do składu, a później ew. sadzanie na ławce, to chyba niełatwe zadanie?
- W 3x3 nie ma takiej możliwości, żeby się nie zmieniać. Nie da się przebiegać całego meczu bez zmian... No chyba, że się obijasz. W żadnym naszym meczu nie było takiej sytuacji, żeby ktoś nie chciał zejść. Jeżeli idziesz na 100 procent w obronie i ataku, to jest taka intensywność, że nie jesteś w stanie zagrać całego meczu na maksa. Jeśli zaś ktoś się obija, to od razu widać. O ile w koszykówce 5x5 da się schować na chwilę, ale w 3-osobowej koszykówce to nie przejdzie.
fot. Andrzej Romański, plk.pl
A w przypadku ustalania składu na cały turniej? Wybierasz czterech zawodników, co teoretycznie mając szerszy skład dostępny, również ktoś mógłby uznać za faworyzywanie samego siebie.
- Jeżeli byłaby taka sytuacja, że ktoś bardziej pasowałby do tej drużyny niż ja, to pojechałbym tam oglądać zawody z trybun jako trener, czy menedżer. Na razie stwierdziłem, że pasuję do tego zespołu i taka była moja decyzja. Kiedy zaś mielibyśmy mocniejszą czwórkę, nie miałbym żadnego problemu by ustąpić miejsca komuś innemu.
Czy uważasz, że niegrający trener w 3x3 może lepiej pomóc drużynie - cały czas mając spojrzenie z boku na grę?
- To jest taka trochę specyfika jak w tenisie, gdzie trener nie może wziąć czasu i podpowiadać na bieżąco. Ale można pewne systemy i zachowania wyćwiczyć na treningach. Grający trener ma trochę więcej możliwości, bo kiedy jest czas, może przekazać swoje uwagi. Zwykle najwięcej do powiedzenia ma ten, który jako ostatni siedział na ławce. Najważniejsze to ufać sobie nawzajem. Trzeba wierzyć w swoich kolegów, ich umiejętności. Nie ma tu czasu na kłótnie, czy zmiany, bo mecz jest na to zbyt krótki. Pomiędzy meczami można dokonać większych roszad. Trener zaś może wypracować schematy i zachowania na treningach.
Triumfowaliście w lidze, ale na pewno żal, że nie zdobyliście medalu mistrzostw Polski za rok 2022.
- To prawda - tam byliśmy dwa-trzy mecze od medalu, przegrywając jednym punktem lub jednym rzutem. Legia II przegrała z Ambasadorami jednym punktem, my przegraliśmy jednym punktem z Lotto Teamem, a w meczu o brąz przegraliśmy 20:22, więc również zabrakło nam jednego punktu do zwycięstwa. Dla mnie to było bardzo męczące - miałem trochę nieprzespanych nocy z powodu braku medalu na tych mistrzostwach Polski. Taki jest sport - czasem zdarza się czwarte miejsce. Na pewno po mistrzostwach w Katowicach, mieliśmy jeszcze większą motywację, aby wygrać Lotto Ligę 3x3.
Jak porównałbyś poziom jednych i drugich rozgrywek? Mistrzostwa Polski składały się z wielu turniejów eliminacyjnych, więc uczestników było na pewno więcej, ale podobnie jak w przypadku finału Ligi - trzeba było trafić z formą na konkretny turniej.
- Różnica jest taka, że w finałach Mistrzostw Polski zespoły były bardziej zgrane. Wszystkie zespoły, które brały w nich udział, grały ze sobą dłużej. Nie było tak jak w Lotto Lidze, gdzie zawodnicy z drużyn Lotto Team trafili do różnych zespołów, i w pewien sposób kluby EBL podzieliły się nimi. W rozgrywkach Lotto Ligi było więcej zawodników z PLK - na przykład z drużyny z Gliwic nikt nie grał w zeszłorocznych mistrzostwach Polski 3x3. A jednak stworzyli bardzo mocną ekipę i byli o krok od wygranej. Personalnie ten ostatni turniej był silniejszy, ale jeśli zaś chodzi o zgranie drużyn, mistrzostwa Polski są na wyższym poziomie, bo nie ma "zamknięcia" na kluby.
fot. Andrzej Romański, plk.pl
Cały czas jesteś aktywnym graczem w koszykówce 5x5, podobnie jak pozostali zawodnicy Legia Lotto 3x3. Czy macie czas na treningi stricte 3x3, i ew. gdzie możecie ich dokonywać, bo przecież inna jest nie tylko nawierzchnia, ale i piłka.
- Na pewno mamy wiele rzeczy, które chcielibyśmy poprawić, ale niestety finanse nie pozwalają nam na wszystko, co chcielibyśmy wdrożyć. Gramy regularnie w 5x5, aby być cały czas w formie. Nie ma możliwości, abyśmy regularnie trenowali tylko 3x3, nie ma bowiem regularnej ligi w Polsce. Nie możemy trenować ze sobą na co dzień, dlatego bardzo zależało mi na tym, aby chłopacy, którzy grają w naszej drużynie, grali w koszykówkę 5-osobową i trzymali formę. Sam też tę właśnie drogę obrałem. W idealnym świecie byśmy mieszkali w jednym mieście i codziennie trenowali. Taki też jest nasz cel na przyszłość, aby trenować razem przynajmniej parę razy w tygodniu. Dotychczas wyglądało to tak, że umawialiśmy się na jakiś turniej w weekend, spotykaliśmy się w czwartek-piątek, w zależności od możliwości, trenowaliśmy 2-3 dni i jechaliśmy na turniej. Czasem zdarzało się tak, że komuś wypadły jakieś inne plany i spotykaliśmy się dopiero na turnieju. Turnieje 3x3 mają taką specyfikę, że często pierwsze mecze gra się ze słabszymi rywalami, więc w trakcie turnieju mogliśmy trenować jakieś zagrywki. Dzięki dużej ilości turniejów, pewne rzeczy mogliśmy sobie wdrożyć w ich trakcie.
fot. Andrzej Romański, plk.pl
W kolejnym sezonie również planujesz grać i w 5x5, i w 3x3?
- Wszystko zależy od tego, jak będzie wyglądała liga 3x3 w sezonie 2023/24. Z tego co mówił prezes Piesiewicz, w kolejnym sezonie mają być cztery "zjazdy". Jeśli tak właśnie będzie, to dalej chciałbym grać w 5x5, bo cztery zjazdy to za mało, aby utrzymać formę.
Zauważasz rozwój koszykówki 3x3 w Polsce? Pojawiły się transmisje telewizyjne, coraz więcej mówi się o tej odmianie kosza. Sam fakt, że ruszyła Liga 3x3 też jest dowodem na rozwój popularności tej dyscypliny.
- Na pewno jest to widowiskowa i przyjemna w odbiorze odmiana koszykówki. Zaangażowanie zawodników jest na wysokim poziomie. PZKosz i jego prezesi zaczęli dostrzegać potencjał, zaczęli inwestować w 3x3 i to na pewno pomaga, bo koszykówka 3x3 jest dziś bardziej medialna, ma lepszą otoczkę, a i nagrody są coraz lepsze. Dla nas bardzo ważne jest, że Liga zaczęła się w to angażować bardzo poważnie. Zyskuje na tym również reprezentacja. Mam nadzieję, że rozwój tej dyscypliny w Polsce będzie postępował właśnie w takim tempie, by w końcu Liga była już regularna i można było spokojnie skoncentrować się albo tylko na 3x3 lub 5x5 albo też to łączyć, ale żeby była możliwość zarabiania pieniędzy grając tylko w 3x3.
Jak w ogóle zaczęła się Twoja przygoda z trzyosobową odmianą koszykówki? Kto Cię tym "zaraził"?
- Pierwsze turnieje 3x3 grałem już około roku 2001, mając kilkanaście lat, we Władysławowie. Wtedy mój trener, pan Deling wymyślił, że będzie organizował turnieje 3x3. Mam nawet w domu zdjęcia z turniejów, w których grałem mając 13-14 lat. Grałem więc w 3x3, zanim te rozgrywki trafiły w ogóle pod egidę FIBA. W 2017 roku udało mi się dostać do kadry. W podobnym czasie zacząłem grać 3x3, co w koszykówkę 5x5, więc można powiedzieć, że w moim DNA było to od samego początku.
Z czego to wynika, że w odmianie 3x3 osiągnąłeś chyba więcej niż w koszykówce 5x5? Czy to Twoje warunki bardziej predysponują Cię do gry w tej właśnie odmianie koszykówki?
- Wydaje mi się, że tak właśnie jest i to co robię najlepiej, w 3x3 jest najlepiej eksponowane. Bardzo dobrze się w tym odnajduję. Tutaj bardzo szybko można poprawić swoje błędy, bo ta odmiana koszykówki jest bardzo szybka. Kiedy nie trafisz rzutu, po chwili możesz poprawić, a rzut z dystansu jest dwa razy lepiej liczony niż ten spod kosza. Rzut jest moją mocną stroną i to mnie trochę promuje. W 5x5 gra więcej osób, więc można powiedzieć, że było nieco łatwiej tutaj zaistnieć. Teraz na pewno jest trudniej w 3x3 wskoczyć na wysoki poziom, odkąd więcej osób próbuje tej formy gry.
fot. Andrzej Romański, plk.pl
Po meczach 5x5 pierwszą rzeczą jaką robią zawodnicy po meczu, to sprawdzanie statystyk. Zarówno indywidualnych, jak i drużynowych. Tego nie ma w 3x3.
- Na pewno najlepsi strzelcy są promowani w 5x5, czego nie ma w 3x3. To też sprawia, że nie ma takiego parcia na indywidualne rekordy. Co z kolei przekłada się na fakt, że jest to bardziej drużynowa gra i liczy się przede wszystkim zwycięstwo drużyny, bez względu na liczbę zdobytych punktów przez poszczególnych graczy. Każdy z graczy może dzięki temu czuć się równie wartościowym zawodnikiem. FIBA ma już takie bardziej zaawansowane statystyki przy okazji turniejów na najwyższym poziomie - w Challengerach i WorldTourach. W tych turniejach najwyżej punktujący dostaje dodatkowe nagrody. Zdobywcy największej liczby punktów, zdobywają najwięcej punktów rankingowych.
Udział w Mistrzostwach Świata 3x3 z 2017 roku to największy Twój sukces?
- Ja bym raczej powiedział, że... największa porażka. Byliśmy wtedy w bardzo dobrej formie i mogliśmy spokojnie wejść do ćwierćfinału. Niestety tamten mecz nam bardzo nie wyszedł. Sam również mam do siebie pretensje, bo nie trafiłem rzutu na zwycięstwo. Czasem tak się zdarza, ale ten Mundial bardziej kojarzy się z porażką niż sukcesem.
Arek Kobus i reprezentacja Polski 3x3 dzisiaj - to temat wciąż otwarty?
- Sam nie wiem. W kadrze Polski byłem jeszcze do zeszłego roku - zarówno jako trener, jak i jako zawodnik. W tym momencie trener Renkiel ma swoją wizję i to raczej jest pytanie do niego. Nie wiem, czy jest tam dla mnie miejsce - to już trzeba by było pytać trenera.
Można powiedzieć, że Twoja przygoda z Legią zatoczyła koło. Po dwóch bardzo dobrych sezonach z eLką na piersi w 5x5, wróciłeś do naszego klubu kilka lat później, już w innej koszykarskiej odmianie. Długo zastanawiałeś się nad tą propozycją, która w tamtym momencie mogła być wielką niewiadomą - nikt nie wiedział, jak dokładnie wyglądać będą rozgrywki, kiedy ruszą itd.
- Na pewno pomogło to, że grałem w Legii wcześniej. Prezes Jankowski znał mnie dobrze i łatwiej było się dogadać. Kiedy wcześniej się z kimś pracowało, to zna się wszystkie mechanizmy. Obaj wiedzieliśmy, że potrafimy ze sobą współpracować. Fajnie, że prezes wyszedł z taką inicjatywą. Niewiele drużyn poszło tą drogą, aby stworzyć drużynę zawodową. Niektóre zdecydowały się na to, ale znacznie później niż Legia. Czy długo się zastanawiałem? Chyba nie. Po pierwszym telefonie, mieliśmy trochę czasu na zastanowienie się, bo to nie była jeszcze jakaś konkretna oferta, ale jeśli mnie pamięć nie myli, byliśmy dogadani już po trzeciej rozmowie. Tak więc, nie trwało to zbyt długo.
fot. Andrzej Romański, plk.pl
Czy w Twoim przypadku jest w ogóle czas na odpoczynek po sezonie? Przecież wiosna i lato, czyli czas po rozgrywkach 5x5, to zdecydowanie najbardziej intensywny czas w koszykówce 3x3.
- To jest swego rodzaju recepta na utrzymywanie przeze mnie formy. W wakacje staram się cały czas grać, być aktywny koszykarsko. Wcześniej, kiedy w wakacje odpoczywałem, zdecydowanie ciężej było wrócić do formy po urlopie. Oczywiście krótki czas na odpoczynek musi być, ale brak dłuższej przerwy jest dla mnie bardzo istotny w kontekście utrzymywania wysokiej dyspozycji.
Jak wygląda w ogóle logistyka jeśli chodzi o wyjazdy na turnieje. Większość z Was mieszka w różnych miastach - jak udaje się Wam dopiąć kwestie transportowe, wybrać turnieje, w których będziecie brać udział, gdzie pojedzie pierwszy zespół, czy drugi? Są również zagraniczne turnieje...
- To niestety moja żmudna praca - wyszukiwanie turniejów, pisanie do organizatorów, ogarnianie transportu i hoteli, aby zmieścić się w budżecie. Jak można się domyślać, ten budżet nie jest nieograniczony. Cieszy mnie, że nasz zawodnik - Marcin Zarzeczny bardzo dobrze ogarnia się w kwestiach organizacyjnych i często pomaga mi w tym. Ten pozasportowy aspekt na pewno bywa męczący, ale jeżeli uda się znaleźć jakiś fajny turniej, w jakimś fajnym miejscu, to rekompensuje godziny spędzone na ogarnianiu kwestii logistycznych.
Regeneracja pomiędzy meczami, szczególnie w upalne letnie dni, to chyba bardzo ważne zadanie? Macie już wprawę jeśli chodzi o odżywki, odżywianie, batony i żele energetyczne, czy jest też trochę spontanu w tej kwestii?
- Najlepiej te sprawy wypadły, kiedy mieliśmy dostępnych chłopaków z Legii 5x5, czyli "fizjo" - Kubę Nowosada oraz trenera przygotowania motorycznego, Adama Blechmana. Wtedy wyglądało to w stu procentach profesjonalnie - mieliśmy całe zaplecze pod względem regeneracji, batonów, napojów itp. Na turniej finałowy ligi również mieliśmy do dyspozycji fizjoterapeutów. Oczywiście nie zawsze mamy taką możliwość, ale i tak można powiedzieć, że Legia w tym aspekcie wyróżnia się na tle pozostałych startujących ekip. Cały czas jesteśmy zresztą w kontakcie z Kubą i "Blachą" i możemy się ich radzić we wszystkich kwestiach nawet na odległość.
Ta odmiana koszykówki na pewno jest bardzo efektowna, dzięki czemu znalazła się w programie Igrzysk Olimpijskich. Myślisz, że aby zwiększyć jej popularność, przydałyby się np. europejskie rozgrywki, jak Liga Mistrzów 3x3 i tym podobna rywalizacja klubowa?
- Wszystkie Challengery oraz WorldToury są na zasadzie właśnie takiej Ligi Mistrzów. Może za mało to jest rozpromowane w naszym kraju i wiele osób nie zdaje sobie sprawy, że polskie drużyny jeżdżą na takie turnieje i osiągają tam sukcesy. Chciałbym, aby w Polsce były transmisje tych turniejów. Występy Lotto Teamu w Challengerze były już ostatnio transmitowane. Te rozgrywki w Azji są na przykład bardzo popularne. Mam nadzieję, że niebawem zyskają również popularność w Europie, do czego przyczynią się również przyszłoroczne Igrzyska Olimpijskie.
Myślisz, że jest szansa, aby Legia w niedługim czasie zagrała w europejskich rozgrywkach 3x3?
- Oczywiście, jest szansa nawet w tym roku. Wygrywając Lotto Ligę 3x3, jest duża szansa, że dostaniemy dziką kartę na jeden z europejskich turniejów. Mam nadzieję, że niebawem uda się nam zagrać w takich prestiżowych rozgrywkach.
Do kolejnego sezonu 3x3 jeszcze trochę czasu. Myślisz, że uda się utrzymać obecny skład, bo na pewno zwycięzcy Lotto Ligi mogą być łakomym kąskiem dla innych klubów? Przewidujesz jakieś roszady?
- Aktualnie próbujemy dostać się do pierwszych w tym roku turniejów w Europie. Na pewno w maju i czerwcu będziemy mieli już pierwsze starty. Jeśli zaś chodzi o kadrę - chciałbym, żeby Legia nadal występowała w dwóch ekipach. Część będą stanowili dotychczasowi zawodnicy, ale niewykluczone, że pojawią się też nowi gracze, których będziemy sprawdzać. Na pewno ostatni sukces może spowodować, że ktoś będzie chciał podebrać naszych zawodników, ale może sytuacja, że nowi zawodnicy sami będą chcieli przyjść do nas. To wszystko czas pokaże, i już niedługo będziemy musieli uporać się z kwestiami kadrowymi na najbliższe miesiące.
Rozmawiał Marcin Bodziachowski
Tabela EBL | ||||||
---|---|---|---|---|---|---|
Drużyna | Mecze | Punkty | ||||
1. | Trefl Sopot | 0 | 0 | |||
2. | Legia Warszawa | 0 | 0 | |||
3. | Anwil Włocławek | 0 | 0 | |||
4. | King Szczecin | 0 | 0 | |||
5. | Arged BM Stal Ostrów Wlkp. | 0 | 0 | |||
6. | Polski Cukier Start Lublin | 0 | 0 | |||
pełna tabela |