Autor: Marcin Bodziachowski fot. Jacek Prondzynski
2015-09-17 10:01:00
"Wierzę, że efektem ciężkiej pracy będzie Odrodzenie Potęgi koszykarskiej Legii" - mówi w rozmowie z Legiakosz.com Aleksander Wandzel, nowy członek zarządu koszykarskiej Legii.
Fala krytyki przetoczyła się przy okazji informacji, że trafiłeś do zarządu koszykarskiej Legii. Chyba inny byłby wydźwięk, gdyby było jasno powiedziane, że funkcję tę sprawujesz społecznie. Spodziewałeś się w ogóle takiej reakcji?
Aleksander Wandzel: Startując z mojej pozycji, zawsze będą jakieś głosy negatywne. Żyjemy w takim kraju, gdzie nie potrafimy wierzyć, że ktoś młody może mieć umiejętności, czy doświadczenie. Za to na pewno jeszcze nie raz oberwę. Druga rzecz to moje nazwisko - w Polsce chyba już zawsze mojemu ojcu będzie zarzucany nepotyzm. Nie przejmuję się tym, znam swoją wartość, mam coś do udowodnienia i moim celem jest podnoszenie poziomu koszykarskiej Legii, a nie czytanie komentarzy na forach.
Długo zastanawiałeś się nad propozycją koszykarskiej Legii?
- Kilka razy rozmawiałem o tym z prezesem Bogusławem Leśnodorskim. On dobrze wie o mojej pasji i zamiłowaniu do koszykówki. Sytuacja ułożyła się tak, że z zarządu odszedł Łukasz Kuchta i wtedy rozmowy zaczęły być bardziej konkretne. Jestem bardzo zadowolony i wierzę, że będę mógł się w tym projekcie realizować, a efektem ciężkiej pracy będzie Odrodzenie Potęgi koszykarskiej Legii.
Za co będziesz odpowiedzialny w sekcji?
- Tutaj każdy musi działać na wielu płaszczyznach. Moimi głównymi zadaniami będzie przede wszystkim poprawienie jakości produktu, całej otoczki marketingowej oraz praca stricte ze sponsorami, partnerami klubu oraz moderowanie kontaktu z „dużą” Legią.
Wiedziałeś w ostatnim czasie, co się dzieje z koszykarską Legią?
- W zeszłym sezonie udało mi się obejrzeć kilka meczów. Bardzo zainteresowałem się tą drużyną po głośnych derbach z Polonią w II lidze na Torwarze. Była wtedy niesamowita frekwencja oraz atmosfera. Wtedy zobaczyłem na własne oczy, że są także kibice koszykówki w Warszawie. W ostatnim sezonie, kiedy Legia startowała jako beniaminek, więc na pewno nie z pozycji faworyta rozgrywek, drużyna doszła naprawdę wysoko. Choć wiele osób uważało, że nie jesteśmy gotowi, to mogliśmy odnieść sukces i awansować do TBL już w tamtym sezonie. Zabrakło trochę szczęścia, bo rzut Żurawskiego za 3 punkty w końcówce meczu numer 3 półfinału play-off, to coś, co nie zdarza się zbyt często. Tak jak błąd Kuby Rzeźniczaka w meczu z Koroną, czysty przypadek. Oglądałem koszykówkę w zeszłym sezonie, ale w najbliższych rozgrywkach z pewnością będę o wiele bardziej aktywny.
Komplet widzów na Torwarze pojawił się na meczu derbowym w II lidze. Brakuje koszykówki w Polsce w dużych ośrodkach, meczów Legii na przykład ze Śląskiem, Lechem, czy Wisłą, bo z całym szacunkiem dla Basketu Suchy Las, ale czym innym dla kibiców byłaby rywalizacja właśnie z takimi drużynami.
- W Polsce jest tak, że wiele klubów z małych miejscowości odnosi sukcesy, bo tam dużo łatwiej skupić kibiców wokół klubu. Nie mają oni tak wielu rozrywek alternatywnych, które mogłyby ich odciągnąć od koszykówki. Warszawa jest ogromnym miastem, w sporej mierze zamieszkałym przez ludzi, którzy nie pochodzą stąd i nie zawsze utożsamiają się z klubem. Na pewno dla ligi byłoby dobrze, gdyby w ekstraklasie grały kluby z takich miast jak Warszawa, Kraków, Wrocław, Poznań, czy z Trójmiasta. To by napędzało zainteresowanie tym sportem. W dużych ośrodkach biznesowych dużo łatwiej działa się, jeżeli chodzi o sprzedaż. Dobrym przykładem, na którym może wzorować się Legia jest koszykarski Śląsk, który po swoim powrocie do elity radzi sobie coraz śmielej. Wierzę, że możemy przebić to osiągnięcie
Z drugiej strony, to co przemawia za klubami z mniejszych miast, to wsparcie lokalnych władz. Ostatnio koszykarski zespół z Torunia, niejakie Pierniki, podał oficjalnie, że otrzyma od miasta 1,5 miliona złotych na 1 sezon. Warszawa na tę chwilę nie wyłoży takich pieniędzy na jeden klub, na pewno nie w kosza. Co zrobić, żeby było inaczej?
- Trzeba zastanowić się nad genezą tej sytuacji. W Toruniu prawdopodobnie nie ma zbyt wielu aktywności sportowych, na które można byłoby wyłożyć pieniądze...
Piłkarze Elany i żużlowcy Apatora...
- Dokładnie, do tego dochodzą pewnie kluby i turnieje młodzieżowe. Natomiast w Warszawie samych klubów piłkarskich jest przynajmniej 20. Prawdopodobnie każdy z nich ubiega się o pieniądze. Z jednej strony można zrozumieć miasto, że nie chce wspierać takimi kwotami Legii. Apelowałbym jednak o to, żeby podchodzić do sytuacji biznesowo. Nie od dziś wiadomo, że Legia jest wizytówką miasta. Warszawa od niemal stu lat, kojarzona jest z Legią. Z perspektywy miasta warto byłoby podejść do tego tematu pragmatycznie, by zobaczyć czy współpraca z klubem Warszawie się opłaca zarówno wizerunkowo jak i biznesowo
Jak ocenisz szanse Legii na awans do TBL. Nasz klub jest jedynym w tej lidze, który mówi głośno, że jego celem jest właśnie awans. Czy to nie będzie działało na naszą niekorzyść?
- Legia jest takim klubem, że bez względu na cele, wszyscy chcą z nią wygrać. Jeśli chodzi o zawodników, wierzę że są profesjonalistami i są w stanie podejść do każdego meczu na maksa. W Legii zawsze trzeba bić się o najwyższe cele - to mi wpajano od najmłodszych lat. Już w wieku 10-11 lat, gdy trenowałem w Legii, zawsze musieliśmy wygrywać. Tak jest w piłce nożnej, ale również w koszykówce. Oglądałem ostatnio sparing Legii z SKK Siedlce i wyglądało to bardzo obiecująco. To jeszcze wstępny etap przygotowań, więc to nie jest miarodajne, niemniej widzę w chłopakach moc i chęć do pokazania wszystkim, że zapowiedzi walki o awans, nie są bez pokrycia i będą w stanie to zrobić.
Stulecie Legii jest dobrym momentem do osiągnięcia celu.
- Legia ma bardzo bogatą historię i trzeba do niej nawiązywać. Nie ma lepszego momentu do odnoszenia sukcesów sportowych, niż 100-lecie klubu. Niewiele klubów na świecie ma zaszczyt obchodzić tak okazały jubileusz i jestem przekonany, że to wykorzystamy - i sportowo, i marketingowo. Liczę również, że Stulecie będzie pomostem w naszych relacjach z miastem i warszawską społecznością.
W nawiązaniu do wywiadu, którego udzieliłeś kilka miesięcy temu Sport.pl, odnośnie oglądania meczów polskiej koszykarskiej ekstraklasy - co zrobić, żeby mecze Legii najpierw w I lidze, a później w ekstraklasie "dało się oglądać"?
- Tamta rozmowa była w takim kontekście, że mam problem z oglądaniem meczów TBL w telewizji. To w sumie dotyczy także piłki nożnej - mając na przykład do wyboru mecz Premier League oraz mecz Piast - Korona wybór jest oczywisty. Dokładnie taki mechanizm działa, jeżeli chodzi o koszykówkę. Do tej pory, jak miałem do wyboru NBA lub mecz TBL, wybierałem ten pierwszy. Ważnym faktem było również to, że nie miałem w polskiej ekstraklasie drużyny, którą bym wspierał. Wierzę, że niedługo ten fakt ulegnie zmianie.
Jeśli chodzi o podnoszenie poziomu ligi, to klub taki jak Legia, który ma wysoko zawieszoną poprzeczkę, duże ambicje, powinien wywierać pozytywny wpływ na rozgrywki, w których gra. Liga jest produktem, który skupia wszystkie zespoły, które muszą podnosić jego jakość. Silna liga oznacza dobrych sponsorów, a co za tym idzie większe pieniądze w całej branży. Jeśli będziemy dobrym przykładem, jak pracować marketingowo, rozwijać się, tworzyć struktury młodzieżowe, to inne kluby będą na nas patrzeć. Nie mówię, że już dziś jesteśmy koszykarskim hegemonem. Wręcz przeciwnie, na tą chwilę to my się możemy uczyć od naszych rywali, a przed nami jeszcze wiele aspektów, w których musimy się poprawić. Jednakże mamy plan, chęci i bardzo zaangażowanych ludzi, którzy poświęcają swój czas, aby cały projekt szedł do przodu. Musimy również pamiętać, że Legia dąży do bycia rentownym, stabilnym przedsiębiorstwem i wedle wizji właścicieli staramy się ten cel realizować.
Współpraca z piłkarską Legią układała się bardzo dobrze, ale po Twoim przyjściu, będzie chyba jeszcze prostsza?
- Będę łączył funkcje w obu podmiotach. Cały czas mam biuro na stadionie przy Łazienkowskiej 3 i komunikacja pomiędzy sekcjami będzie znacznie prostsza. Jednym z moich głównych zadań, będzie jej poprawienie. Do tej pory była dobra, ale wierzę, że może być jeszcze lepsza, a na pewno możemy razem wypracować jeszcze kilka ciekawych pól do współpracy. Nie ukrywamy, że chcemy być powodem do dumy dla piłkarskiej Legii, nie chcemy być takim młodszym bratem, który tylko przychodzi po pieniądze i wsparcie. Nie wszystko oczywiście da się przewidzieć - to jest sport, tu wiele zależy od sukcesu sportowego, a jak go nie będzie, to w końcu nie przeskoczymy kolejnej poprzeczki. Wydaje mi się, że jest większe zrozumienie wewnątrz klubu - ile to dla nas oznacza, by grać na najwyższym poziomie i podnosić wartość klubu jako całości, dlatego każdy jest skory do pomocy.
Choćby po swojej karierze piłkarskiej, wiesz najlepiej jak ważna dla klubu jest budowa silnej akademii. Koszykarska Legia powoli rozwija się w tym aspekcie - powstaje właśnie drużyna juniorów, młodzieżowcy mają również grać w III lidze.
- Plany są i jesteśmy gotowi je realizować, ale też nie ukrywamy, że by tworzyć tego typu rzeczy, potrzebujemy funduszy. Na razie nie mamy ich tyle, by budować akademię na miarę Legii piłkarskiej. Celem na tę chwilę jest awans, bowiem będąc w ekstraklasie, łatwiej pozyskiwać sponsorów, czy rozmawiać z miastem, bo to już będzie najwyższa klasa rozgrywkowa. Zauważyłem, że wpływ szkolenia młodzieży na wyniki sportowe jest w koszykówce dużo większy niż w piłce nożnej. Rynek piłkarski jest szerszy i zawsze można trafić grupę zawodników jeszcze nieodkrytych, do której można dotrzeć poprzez scouting. W koszykówce jest to trudniejsze - jest zaawansowana siatka menedżerów, z których każdy ma swoich zawodników, których trudniej "wyciągnąć". Siłą rzeczy, aby mieć silnych zawodników, trzeba ich szkolić, wychowywać w duchu klubu. Nam nie zależy na tym, żeby to byli najemnicy - chcemy by znali historię i wartość naszego klubu, utożsamiali się z nią i z nim. Nie będziemy im wpajać na siłę haseł "Legia albo śmierć", bo to trzeba czuć, w to wierzyć, ale jestem przekonany, że jeżeli ktoś będzie wychowywał się w legijnej mentalności od najmłodszych lat, wówczas będzie miał dużo więcej wewnętrznego zrozumienia dla sytuacji, jaka panuje w naszym klubie.
Jednym z problemów Warszawy jest brak koszykarskiej hali. Torwar na co dzień pełni funkcję bardziej widowiskową, niż sportową - tam głównie odbywają się wystawy, targi itp. To może okazać się jednym z problemów w TBL.
- Oczywiście, a TBL na pewno nie będzie dostosowywała terminarza rozgrywek pod wolne terminy hali przy Łazienkowskiej. Do tego dochodzą transmisje telewizyjne, które trzeba zaplanować ze sporym wyprzedzeniem, ale my nie boimy się wyzwań. Jestem przekonany, że z Torwarem uda się nam dogadać, jeśli będziemy grać w TBL. Zaś sama hala w Warszawie to jedna z największych potrzeb, jakie ma to miasto. Poznań ma Arenę Poznań, Łódź - Atlas Arenę, są hale we Wrocławiu, Trójmieście, czy Bydgoszczy. To powinien być priorytet jeśli chodzi o inwestycje w naszym mieście. Sytuacja nabiera jeszcze większego sensu, gdy weźmiemy pod uwagę, że w nowej hali prawdopodobnie występowałyby również inne warszawskie drużyny, nie tylko Legia. Jeżeli miasto zbuduje halę na 10-15 tysięcy widzów, mogą tam również grać siatkarze Politechniki, piłkarze ręczni, oraz odbywać się koncerty i wiele innych imprez. Nie ukrywajmy - przy nowoczesnych obiektach, taki obiekt jak Torwar zwyczajnie odstaje. Mam do niego sentyment, ale ta hala ma już swoje lata i najwyższy czas iść do przodu. Z perspektywy miasta, na pewno rozważyłbym budowę hali jako jedną z najpilniejszych inwestycji. Zbliżają się wybory, a błonia stadionu Narodowego, które są brane pod uwagę, są zarządzane przez Ministerstwo Sportu. Prawdopodobnie ze względu na to, że nie wiadomo kto będzie w Polsce rządzić, możemy sobie tylko dywagować, a rzeczywistość może okazać się inna. Poczekajmy na razie jak rozwinie się sytuacja polityczna. To jest w interesie obu stron. Miasto może na tym zyskać naprawdę wiele.
TBL w porównaniu z siatkarską ekstraklasą ustępuje bardzo, zarówno pod względem liczby widzów na trybunach, oglądalności w telewizji, liczby transmisji, czy sukcesów polskich zespołów. Co zrobić, żeby koszykówka w Polsce wróciła do łask, jak to miało miejsce choćby w latach 90-tych?
- Plus Liga jest owocem tytanicznej pracy Związku i ligi przez około 18 lat. Grono pasjonatów powzięło stworzenie świetnej jakości siatkówki w Polsce i teraz są tego owoce. Plus Liga jest najlepszym przykładem, jak powinna wyglądać liga jako produkt, oraz na jakim poziomie mogą być zawodnicy czy rozgrywki. Drugi rok z rzędu Polska ma dwie drużyny w Final Four Ligi Mistrzów. Jeszcze nie udało się nam jej wygrać, ale to kwestia czasu. Widać powtarzalność i to nie tylko w wydaniu klubowym, bowiem kadra siatkarzy również odnosi sukcesy. Aż chce się na to patrzeć i czerpać inspirację.
Co sądzisz o tym, że w koszykówce w Polsce, zawodnicy z zagranicy mogą grać dopiero w TBL, a w ligach I-III nie można mieć ani jednego zawodnika bez polskiego paszportu?
- Nie jestem fanem sztucznego regulowania rynku, jaki by on nie był. Obcokrajowcy na pewno podnoszą poziom ligi, jak na przykład Jerel Blassingame, który w 2012 r. był MVP finałów TBL, czy inni koszykarze, którzy są ważnymi postaciami swoich zespołów. Najważniejsze, żeby w naszej lidze grali najlepsi. Jestem przekonany, że gdyby Polacy, będący w klubach byli najlepsi, a liczba obcokrajowców nie była limitowana, wówczas graliby sami Polacy. Oczywiście takie sytuacje jakie miały miejsce kiedyś w piłce nożnej w Pogoni, czy ŁKS-ie, gdzie obcokrajowcy byli ściągani na pęczki, nie jest dobre. Trzeba pamiętać, że w wielu przypadkach to są prywatne przedsiębiorstwa i np. kaprys jednego człowieka może decydować, kto może grać w zespołach. Nie można więc patrzeć na całą ligę przez pryzmat jednego klubu, czy jednego takiego przypadku, jaki miał miejsce w Szczecinie, czy Łodzi. Ludzie decyzyjni muszą dokonywać racjonalnych wyborów i przede wszystkim - muszą grać najlepsi, wtedy poziom ligi będzie wyższy. Nie ma znaczenia, skąd pochodzi zawodnik. Marzy mi się, by TBL była przede wszystkim polska, ale jak sam powiedziałeś, nie mamy w Polsce od wielu lat kultury koszykówki. No to kto ma grać? Mamy jednego zawodnika w NBA, zaś Litwini, na poziomie około-piątkowym mają ich 5-6. To jest pewnym wyznacznikiem. Oczywiście, trzeba pamiętać, że na Litwie koszykówka jest sportem numer jeden, więc nie możemy się do końca z nimi porównywać.
Biorąc pod uwagę ludność w Polsce i na Litwie...
- Z tą ludnością to różnie bywa. Czasem w wielkim oceanie trudno "wyłowić" te jednostki, chociaż próba statystyczna jest większa i powinno być to prostsze. Statystyki bardzo uśredniają, przedstawiają rzeczywistość w innym świetle i nie można się nimi do końca sugerować. Uważam, że zawodnicy zagraniczni powinni mieć możliwość grania w koszykarskiej I lidze. Wiadomo, że niektóre kluby nie miałyby budżetów, by takich graczy pozyskać, czy zakwaterować, ale mimo wszystko nie powinno być to zakazane.
Czasem trafiają się utalentowani studenci z zagranicy. Do Legii w ostatnich kilku latach zgłaszało się przynajmniej kilku koszykarzy z zagranicy, ale nie mieli szans na grę, ze względu na wspomniany przepis.
- Nawet w rozgrywkach akademickich w Polsce są takie ograniczenia. Mam znajomych na Uniwersytecie Warszawskim, którzy trenują w akademickiej drużynie rezerw i tam ćwiczy sześciu Litwinów, którzy są naprawdę nieźli. Takie sztuczne zamykanie się, pokazywanie, że ktoś tu nie pasuje, jest bez sensu. Dlaczego oni mogą u nas studiować, mieszkać, skoro nie mogą grać w koszykówkę w klubie? Dlaczego nie możemy dać im rozwijać się sportowo? Jeśli mają potencjał, niech podnoszą poziom naszych rozgrywek.
Czarek Trybański jest pierwszym Polakiem, który zagrał w NBA. Interesowałeś się już wtedy tymi rozgrywkami, pamiętasz te czasy?
- Nazwisko kojarzyłem i wiedziałem, że w był NBA, ale też nie był tam znaczącą postacią. Nie zagrzał tam zbyt długo miejsca, dużo bardziej kojarzyłem Macieja Lampe, który został wybrany w drafcie przez New York Knicks. Wracając do Czarka, to na pewno działa na psychikę, że to pierwszy Polak, który zagrał w NBA. Szkoda, że nie udało mu się dłużej utrzymać w tej lidze. Jestem przekonany, że Trybański jest wartością dla Legii - zarówno sportowo, jak i marketingowo. Na pewno wiele osób kojarzy go i jest naszą siłą na wielu frontach.
Siłą koszykarskiej Legii według mnie jest również atmosfera tworzona przez kibiców na trybunach. Często nawet zawodnicy drużyn przeciwnych mówią, że nigdy nie grali przed taką publicznością.
- Oczywiście, że tak. Uważam, że będzie tylko lepiej. Na razie to są raczej spontaniczne "strzały", na przykład 5 tysięcy fanów na derbach na Torwarze. Naszym celem jest, by na każdym meczu była taka atmosfera, bo to jak wiadomo, niesie naszych zawodników. Chcemy pokazać, że koszykówka jest ciekawym sportem i fajnie się ją ogląda. Tutaj są naprawdę niesamowite emocje. Gdybym miał porównywać piłkę nożną i koszykówkę, to doznania siedzenia w pierwszych rzędach przy parkiecie, są dla mnie trzy razy mocniejsze, niż zmagania piłkarskie. Może dlatego, że w koszykówkę nigdy nie grałem i jestem swego rodzaju laikiem, ale w piłce jest więcej pragmatyzmu. Jeżeli chodzi o emocje i przeżycia, koszykówka bije piłkę nożną na głowę i chcemy to pokazać naszym kibicom, by chcieli z nami w tym uczestniczyć i budować z nami ten klub. Nie ma innej drogi.
Nie wiem czy widziałeś taki mecz Legii w II lidze, również na Torwarze - legioniści przegrywali już wyraźnie, na minutę przed końcem bodajże różnicą 6 punktów, a wygrali w ostatniej akcji meczu, po 2+1 Zaperta. Tego nie da się opisać i takie emocje na piłce zdarzają się rzadko - coś jak słynny Panathinaikos i gol Kucharskiego.
- Pamiętam mecz ze Stalą Ostrów, którego nie miałem możliwości obejrzeć na żywo, bo byliśmy z tatą zagranicą. Sms-owaliśmy wtedy z prezesem co kilkanaście sekund, co się dzieje, jaki jest wynik. W ostatnich minutach nie mogliśmy wytrzymać i zadzwoniliśmy i chcieliśmy, by nam na żywo przekazywał, co się dzieje na parkiecie. To było niesamowite. To jest coś, czego piłka nożna nigdy nie będzie w stanie dać. Przewaga koszykówki, czy siatkówki jest taka, że adrenalina udziela się dużo częściej. Jeden punkt, rzut, czy akcja, może czasem zmienić oblicze całego meczu. Co z tego, że prowadzisz przez 3 kwarty, jeśli nagle niesamowity zawodnik drużyny przeciwnej rzuci 20 punktów, albo będzie miał, jak to mówią w USA - "monster performance" i pokaże coś niesamowitego. Do dziś nie zapomnę moich wszystkich nieprzespanych nocy z NBA. Jestem wielkim fanem LeBrona Jamesa, kiedy wstawałem rano, przed wyjściem do szkoły, oglądałem ostatnie minuty meczu, a on rzucał 12 punktów w 3 minuty i "trójkę" równo z syreną - darłem się wtedy na cały dom, budziłem wszystkich, za co dostawałem po głowie, ale to są emocje, których nie da się wywołać w piłce nożnej, bo to inny typ sportu, gdzie wszystko rozkłada się na 90 minut gry. Jestem przekonany, że jeśli raz ktoś przyjdzie na koszykówkę i posmakuje tej atmosfery, będzie tu wracał, bo to uzależniające.
Pamiętam, że w wywiadzie ze Sport.pl mówiłeś też, że rażą Cię niskie wyniki w Polsce. Jednak trenerzy w naszym kraju, kładą główny nacisk na obronę, trochę inaczej niż w NBA, gdzie gra się głównie ofensywnie.
- Według mnie na niskie wyniki w Polsce spory wpływ ma zegar. W NBA gra się po 12 minut jedną kwartę, a w Polsce - 10 minut. W dwie minuty można narzucać dużo punktów, a w perspektywie całego meczu, to 8 minut. To przynajmniej 14 posiadań i można w tym czasie rzucić naprawdę sporo punktów. Jeżeli chodzi o obronę, to kwestia jakości i wykonania. W NBA drużyny, które nastawione są na obronę, rzucają 95 punktów, te które stawiają na atak rzucają 120. Tak można porównywać Phoenix Suns do Chicago Bulls. Chicago wygrywa swoje mecze kilkoma punktami, osiągając pułap 90-88 punktów, a Phoenix jeśli wygrywa, to 120-113. To jest tak zwane "run and gun". Mają bardzo szybkich i sprawnych zawodników, rzutowo i atletycznie i ich zasadą jest kończyć akcje jak najszybciej, by zajechać fizycznie przeciwnika. W Polsce tego raczej nie zobaczymy, bo to nie ten poziom atletyzmu. Podejście polskich trenerów, by zaczynać grę od defensywy jest dobre. W sparingu Legii z SKK Siedlce widziałem właśnie poprawę jakości w obronie, to że zawodnicy, którzy przyszli, jak Marcin Kosiński, Adam Parzych, czy Linowski - oni tworzą jakość w defensywie. Inaczej bronią, są bardzo aktywni, absorbują swoich rywali. Jeżeli czegoś szukać w naszym zespole to poprawy ofensywy, bo trener Spychała jest z tego znany. Uważam, że możemy jeszcze lepiej wyglądać w grze 1x1 w obronie.
Kto koszykarsko najbardziej podoba Ci się w zespole Legii? Wiadomo, że w tym sparingu nie grał trzech zawodników z naszej kadry, ale z tych, których widziałeś.
- Sparingi ciężko oceniać, bo na przykład doświadczeni zawodnicy w grach testowych nie grają na maksimum swoich możliwości, czy takim "kontakcie" - jak czynią to w lidze. Na pewno wielką jakość widać po Kosińskim - ten człowiek ma pojęcie o koszykówce. Grał na wysokim poziomie i wierzę, że będzie dużym wzmocnieniem naszej drużyny. Jeśli chodzi o Czarka Trybańskiego, jestem przekonany, że cały czas nie pokazuje całego swojego potencjału. A jest on dosłownie i w przenośni ogromny! Jeśli tylko odblokuje sobie coś w głowie, będzie dominował w tej lidze. Koszykarsko "wyrasta" ponad te zespoły. Bardzo podobała mi się też gra Mateusza Bierwagena, widać po nim emocjonalną stronę, jest bardzo zaangażowany, wydaje się przywiązany do klubu, walczy za dwóch.
Według mnie on w tym meczu jeszcze bardzo się hamował. To taki pozytywny "wariat", który nakręca się podczas meczów, oddaje temu serce.
- To na pewno ktoś, kto będzie ciągnął ten zespół. Jego emocjonalna strona jest bardzo ważna. Ponadto dobrą zmianę dał najmłodszy w zespole Wojtek Szpyrka. Dynamit w nogach, zero kompleksów. Jak jeszcze grał pick'n'rolla z Czarkiem Trybańskim, to wyglądało to ekstra. Dobre wrażenie wywarł na mnie również Adam Linowski. Łukasz Wilczek prezentuje stały, wysoki poziom, który na pewno będzie trzymał, będzie ostoją tego zespołu. Wydaje mi się, że dzięki temu, że przyszło do Legii kilku bardzo dobrych zawodników, trener Spychała będzie miał szeroki wybór zawodników i będą grali ci najlepsi. Jestem dobrej myśli.
Zawodnicy w Legii są obecni bardzo uniwersalni. Niektórzy, jak choćby Kosiński, mogą grać na trzech pozycjach, Linowski, który może grać silnego skrzydłowego i centra, to samo Marcel, który przed rokiem był "czwórką", a teraz ma występować jako środkowy. Fakt, że poszczególni gracze mogą w innych partiach spotkania, występować na różnych pozycjach, może być trudne do rozszyfrowania dla rywala.
- To widać nawet po ostatnich finałach NBA, gdzie zmiana taktyki. Granie tzw. "small ball", gdzie najwyższy zawodnik Golden State Warriors miał 202 cm wzrostu, było czymś niekonwencjonalnym. To zaskakuje przeciwnika, bo nie wiedzą do końca jak bronić, zespół jest bardziej mobilny, a przy dobrej dyspozycji strzelców i sporej liczbie zagrywek, można mieć z tego bardzo dobry efekt. Jestem bardzo ciekawy nadchodzącego sezonu, bo drużynę mamy, trenera mamy, pod kątem zaplecza i infrastruktury poprawiamy się cały czas. Robimy wszystko, by koszykarze mieli jak najlepsze zaplecze. Śmiało możemy powiedzieć - jesteśmy gotowi na awans. Nic tylko grać. Nie mogę się doczekać najbliższego sezonu, to będzie na pewno ciekawe przeżycie.
Rozmawiał Marcin Bodziachowski
Tabela EBL | ||||||
---|---|---|---|---|---|---|
Drużyna | Mecze | Punkty | ||||
1. | Trefl Sopot | 0 | 0 | |||
2. | Legia Warszawa | 0 | 0 | |||
3. | Anwil Włocławek | 0 | 0 | |||
4. | King Szczecin | 0 | 0 | |||
5. | Arged BM Stal Ostrów Wlkp. | 0 | 0 | |||
6. | Polski Cukier Start Lublin | 0 | 0 | |||
pełna tabela |