Autor: Radosław Kaczmarski fot. M. Bodziachowski
2019-04-30 20:00:00
Koszykarze Legii po 17 latach przerwy ponownie znaleźli się w gronie ośmiu najlepszych zespołów kraju i staną do rywalizacji w ćwierćfinale mistrzostw Polski. W sezonie 2001/02 rywalem zespołu prowadzonego przez duet trenerski Jacek Gembal – Robert Chabelski był drugi po sezonie zasadniczym Prokom Trefl Sopot mający w swoim składzie m.in. Josipa Vrankovicia, Igora Milicicia, Tomasza Jankowskiego, Filipa Dylewicza, Alana Gregova, Gary’ego Alexandra, Dragana Markovicia czy Dariusa Maskoliunasa.
Legioniści skazywani byli na porażkę. Mało kto wierzył, że w rywalizacji toczonej do trzech zwycięstw nasz zespół choć raz pokona dużo wyżej notowanego rywala. Po 17 latach wracamy do historii, która miała miejsce w kwietniu 2002 roku. O wspomnienia z pojedynków z sopocianami poprosiliśmy ówczesnego środkowego Legii, Wojciecha Żurawskiego, który obecnie jest grającym trenerem KSK Noteci Inowrocław.
Siódme miejsce, ćwierćfinał z Prokomem
Zdawaliśmy sobie sprawę, że Prokom dysponuje dużo mocniejszym składem, dużo lepszym zespołem i nie będzie to łatwa konfrontacja, ale też wiedzieliśmy, że stajemy przed możliwością sprawienia sporej niespodzianki, żeby nie powiedzieć sensacji. Przystąpiliśmy do tych meczów bez wielkiej presji, ze świadomością własnej wartości, w dobrej atmosferze, która panowała w zespole również dzięki duetowi trenerskiemu Jacek Gembal – Robert Chabelski. Nie było presji, była chęć walki, udowodnienia swojej wartości. W trakcie trwania rywalizacji ćwierćfinałowej zdaliśmy sobie sprawę, że stoimy przed szansą sprawienia niespodzianki. Każdy z nas był już na tyle doświadczonym zawodnikiem, że wiedział, że playoffy - to jest truizm - rządzą się swoimi prawami. Na pewno nikt z nas nie chciał przegrać 0-3. Do pierwszego meczu ćwierćfinału przystąpiliśmy osłabieni brakiem Łukasza Kwiatkowskiego i Lee Wilsona. Te osłabienia wpłynęły na nas chyba bardziej pozytywnie niż negatywnie. Byliśmy bardziej bojowo nastawieni wiedząc, że mamy jeszcze węższy skład. Było to wyzwanie szczególnie dla wysokich graczy, nadarzyła się okazja, by spędzić na parkiecie większą liczbę minut niż zwykle. Każdy wiedział, że musi dać z siebie wszystko.
Powrót do gry Tomasza Jankowskiego
Na pewno nie ucieszyliśmy się z powodu powrotu do gry Tomasza Jankowskiego. Udowodnił po raz kolejny swoją wartość rzucając 12 w pierwszym i 22 punkty w drugim meczu. Tomasz Jankowski był wówczas topowym zawodnikiem i czy był bezpośrednio po kontuzji, czy był ciągle zdrowy – cały czas udowadniał, że jest na tyle wartościowym zawodnikiem, że przerwa w grze nie miała dla niego znaczenia. Będąc na boisku zawsze robił to co potrafi najlepiej, stanowił o sile zespołów w których występował jeszcze z czasów Lecha Poznań. Sama świadomość tego, że jest w składzie, jest na boisku, mogła wprowadzić u nas lekkie obawy, bo to był kolejny bardzo dobry zawodnik w świetnym zespole jakim był Prokom. To był kolejny atut naszego rywala.
Patrzeć na siebie
Przed play-off, pod koniec sezonu zasadniczego graliśmy dobrze, byliśmy mocni mentalnie. Mieliśmy świadomość swoich braków, wiedzieliśmy, że Prokom to ogromna siła. Jedynie nasza bardzo dobra postawa mogła sprawić, że mogło dojść do jakiejś niespodzianki. Musieliśmy być skuteczni, szczególnie z obwodu. Patrząc na chłodno to przecież wyglądaliśmy gorzej kadrowo od sopocian. Chcieliśmy mocno otworzyć rywalizację, zaskoczyć przeciwnika. Ewentualna wygrana w pierwszym meczu postawiłaby nas w dobrej sytuacji, a w Prokomie pojawiłyby się nerwy. Wynik drugiego meczu pokazuje jaką siłą dysponował Prokom. Gdybyśmy mieli może szerszą rotację to udałoby się wyszarpać zwycięstwo w pierwszym meczu? Prokom miał szerszą kadrę przez co nasi zawodnicy przebywali w pierwszym meczu przez większą liczbę minut. Pewnie zmęczenie odczuwaliśmy bardziej niż przeciwnik. Zdawaliśmy sobie sprawę, że to zmęczenie dopadnie nas prędzej niż Prokom stąd intensywną walkę zaczęliśmy już w pierwszym meczu serii.
Bemowo ogromnym atutem
Hala na Bemowie bardzo nam pomagała. Decydującym czynnikiem była nasza publiczność. Rozgrywaliśmy tam wiele fantastycznych meczów, które pamiętam, wspominam do dziś. Z tego co kojarzę, to wielu zawodników nie lubiło grać w Warszawie przeciwko Legii. Tam zespołom przyjezdnym grało się bardzo źle. Specyficzny doping kibiców robił swoje. Tam obecna była przecież orkiestra, która przygrywała sympatykom Legii. Byli kibice piłkarscy, którzy potrafili stworzyć niesamowitą oprawę. Zdarzało się, że mecz rozpoczynaliśmy w hali wypełnionej kibicami do połowy, schodziliśmy do szatni, wracamy na drugą połowę, a na trybunach już znacznie więcej ludzi. To dawało nam podwójną, dodatkową siłę do walki z rywalem. Hala była mała, nie mogła przyjąć wielkiej liczby widzów, mimo wszystko robiła wrażenie. Podobne obiekty z podobną atmosferą były w Rudzie Śląskiej, w Wałbrzychu w tej starej jeszcze hali czy w Bytomiu. Tam czuło się szczególnie atmosferę meczu. Czuło się obecność zgromadzonych ludzi, ich doping, reakcje. Interakcja z kibicami była zdecydowanie lepsza niż teraz w tych dużych halach, gdzie często tych widzów tak dobrze nie widać, „rozmywają” się w przestrzeni obiektu. Wiedzieliśmy, że jeśli mamy szukać szans z Prokomem to głownie na własnym obiekcie. Czuliśmy się dobrze na Bemowie.
"Rewanż w Warszawie to będzie formalność" - Dragan Marković po drugim meczu serii
Takie słowa nie pozostają bez echa. W sporcie zawodowym takie lekceważenie przeciwnika nie powinno mieć miejsca nawet pomimo różnicy w umiejętnościach. Wzajemny szacunek jest bardzo ważny. Te słowa sprawiły, że chcieliśmy udowodnić ze to wcale nie będzie formalność, bo na pewno nie byliśmy słabi. Kolejne mecze pokazały wyraźnie, że to nie był spacerek dla Prokomu. W Warszawie zabrakło Josipa Vrankovicia, który już wtedy był utytułowanym zawodnikiem na dobrym poziomie europejskim. Wiedzieliśmy, że należy do liderów Prokomu wtedy odgrywał chyba nawet kluczową rolę. Nie wiem czy jego brak w Warszawie miał decydujący wpływ na nasze zwycięstwa, trudno gdybać, ale myślę, że gdy z gry wypada tak istotny zawodnik, to zespól zazwyczaj gra trochę gorzej
Trenerzy - pedagodzy
Trenerzy po 0-2 wzmacniali nas jeszcze bardziej. To byli świetni pedagodzy i psycholodzy. Potrafili fantastycznie rozładować napięcie, zdjąć presję. To, że wygrywaliśmy, sprawialiśmy niespodzianki, to była właśnie również ich zasługa. Nigdy nie blokowali zawodników, mieli pozytywne podejście do koszykarzy, cały czas uświadamiali nas, że jesteśmy wartościowymi zawodnikami i czasami robili to na wyrost. Czasami „grali” z nami i byli w tym świetni, bo dzięki temu wierzyliśmy we własne siły jeszcze bardziej, graliśmy ponad stan, ponad swoje możliwości. Przed tymi meczami w Warszawie właśnie tak było. Nie szukali słabych stron przeciwnika, choć takie oczywiście nam przekazywali, ale starali się skupić nas na tym co my sami potrafimy zrobić. Gruntowne analizy meczów były przeprowadzane, ostre słowa też się zdarzały, ale dominował pogląd, że przecież nie mamy nic do stracenia, dajmy z siebie wszystko. To Prokom mógłby sporo stracić.
Piąty mecz
W pewnym momencie zrobiło się nerwowo, było sporo dyskusji z sędziami. Igor Milicic szybko pożegnał się z grą w pierwszej połowie. Wtedy z tego co pamiętam nastąpiło u nas pewnego rodzaju rozluźnienie zamiast grać swoje jak wcześniej. Paradoksalnie brak Milicicia nam zaszkodził, bo chyba pojawiła się myśl, że teraz to już musimy to wygrać, na nas ciąży pewna presja. Najlepiej oczywiście byłoby obejrzeć ten mecz raz jeszcze, by wskazać elementy przyczyniające się do naszej porażki. Nawet gdybyśmy mieli dodatkowego gracza w składzie to przecież dalej to przeciwnik dysponował lepszą kadrą.
Legia zasługuje na sukces
Widziałem kilka meczów Legii i muszę powiedzieć, że legioniści mi zaimponowali. Szczególnie widać jaki postęp dokonał się w samym klubie, gdy porówna się zeszłoroczny wynik z tym obecnym. Uważam, że Legia gra naprawdę dobrze. Obecna drużyna jest niejako w podobnej sytuacji jak my 17 lat temu. Również obecność w playoffach jest w porządku, ale zawsze chce się wygrać więcej. Zawodnicy będą chcieli udowodnić swoją wartość, robili to już wielokrotnie w tym sezonie, ale zwycięstwo w ćwierćfinale pozwoli potwierdzić ich wartość, to że są dobrze prowadzeni. Pod każdym względem Legia zasługuje na kolejny sukces.
Seria ćwierćfinałowa pomiędzy Legią Warszawa a Prokomem Trefl Sopot (sezon 2001/02):
1. mecz (13.04.2002): Prokom Trefl Sopot - Legia Warszawa 78-70
Prokom: Marković 21, Vranković 18, Milicić 12, Jankowski 12, Aleksander 6, Maskouliunas 5, Gregov 4, Dylewicz 0.
Legia: Williams 22, Sinielnikow 13, Żurawski 12, Cielebąk 9, Kazlauskas 7, Majchrzak 4, Karwanien 3.
2. mecz (14.04.2002): Prokom Trefl Sopot - Legia Warszawa 115-69
Prokom: Jankowski 22, Marković 17, Alexander 14, Blumczyński 13, Gregov 12, Dylewicz 10, Vranković 9, Maskouliunas 8, Milicić 6, Wilczek 4.
Legia: Cielebąk 17, Żurawski 11, Karwanien 11, Kazlauskas 9, Majchrzak 7, Williams 6, Wilson 4, Sinielnikow 2, Żuk 2, Królik 0.
3. mecz (20.04.2002): Legia Warszawa – Prokom Trefl Sopot 87-75
Legia: Majchrzak 24, Williams 12, Cielebąk 11, Wilson 10, Karwanien 9, Żurawski 8, Sinielnikow 6, Kazlauskas 6, Paprocki 1, Żuk 0.
Prokom: Marković 21, Wilczek 17, Alexander 11, Jankowski 8, Milicić 7, Maskouliunas 5, Gregov 4, Dylewicz 1, Blumczyński 1.
4. mecz (21.04.2002): Legia Warszawa – Prokom Trefl Sopot 71-65
Legia: Williams 20, Wilson 18, Majchrzak 11, Żurawski 8, Sinielnikow 8, Cielebąk 5, Żuk 1, Kazlauskas 0, Paprocki 0, Karwanien 0.
Prokom: Marković 28, Milicić 16, Jankowski 7, Alexander 6, Dylewicz 4, Gregov 3, Blumczyński 1, Maskouliunas 0.
5. mecz (24.04.2002): Prokom Trefl Sopot – Legia Warszawa 82-72
Prokom: Marković 18, Maskouliunas 18, Vranković 14, Gregov 11, Jankowski 9, Alexander 6, Dylewicz 6, Milicić 0.
Legia: Williams 21, Wilson 15, Sinielnikow 13, Cielebąk 12, Majchrzak 5, Żurawski 4, Kazlauskas 2, Żuk 0, Karwanien 0, Paprocki 0.
Tabela EBL | ||||||
---|---|---|---|---|---|---|
Drużyna | Mecze | Punkty | ||||
1. | Trefl Sopot | 0 | 0 | |||
2. | Legia Warszawa | 0 | 0 | |||
3. | Anwil Włocławek | 0 | 0 | |||
4. | King Szczecin | 0 | 0 | |||
5. | Arged BM Stal Ostrów Wlkp. | 0 | 0 | |||
6. | Polski Cukier Start Lublin | 0 | 0 | |||
pełna tabela |